Siema, siema. ;]
Z tej strony Carolane.
Trochę nie pisałyśmy.. Fakt. Ale szkoła.. I inne obowiązki. ;x Niestety.
Mam nadzieję, że to nadrobimy. ;) Chcoiaż troszkę.
Ok. Zaczynam:
01.06.1927r.
Był wieczór. Słońce leniwie kryło się za horyzontem. Morska woda błyszczała niczym brokat. To było piękne. To było romantyczne. Ale nie dla wszystkich. Przy brzegu morza ktoś siedział. To był Michael. Wysoki, przystojny blondyn z niebieskimi niczym niebo w pogodny dzień oczami. Był zamyślony. Nie wiedział co począć. Szczerze powiedziawszy miał ochotę się utopić. Wiedział, że tego nie zrobi. Bał się. Bał się śmierci, chociaż był pewien, że nic by nie stracił. Nikt by nie tęsknił. Ale się mylił...
Alice:
Wpatrzony w bezkres morza czekał na jakiś znak..próbował znaleźć w sobie siły dzięki którym uporałby się z męczącą już samotnościa. Zdjął carną koszulę , jego ciało w blasku zachodzącego słońca wyglądało zniewalająco, jego włosy powiewały na wietrze a po policzkach spływały kryształowe łzy..powoli i spokojnie ruszył w kierunku wody..fale lekko obmywaly jego stopy , zmeczone po dlugiej wędrówce..zamkniety w czterech ścianach przeszłości zaczął wypowiadać marzenia których nie udało mu się zrealizować. Stęskniony za miłością kurczowo ściskał w ręku bransoletkę którą niegdys dostal od osoby która dawała mu jedyne szczęscie na tym świecie..
Carolane:
Jeszcze mocniej zacisnął powieki. Nie chciał płakać. Wiedział, że to nie pomoże. Podchodził coraz bliżej do wody. Krok za krokiem. Był opanowany. Nagl usłyszał znajomy głos. Odwrócił się. Nikogo nie było. Czy to wyobraźnia płatała mu figle? A może powracały wspomnienia. Ponownie zamknął oczy. Zaobaczył wszystkie najpiękniejsze chwile ze swojego życia. Pierwsze spotkanie.. Motylki w brzuchu.. Pocałunek.. Marzenia przerwał głos. Ten sam co wcześniej. Michael znowu się obrócił. Nikogo nie było..