Wieczorne zmiany. Wcale nie jest źle, przynajmniej mam spokój.
Jakoś się odnajduję w tej pracy, głównym "bobokiem" była bariera językowa, ale jak zwykle niepotrzebnie się bałam.
Gdy więcej niż 17 stopni, brzydka pogoda też ładna.
Tęsknie mocno. Codziennie towarzyszące uczucie wchodzi w krew, przyzwyczajam się że od rana do wieczora mi towarzyszy.
Raczej się na tym nie skupiam, a przyklejam się do czasu i proszę, żeby szybciej mijał.Co się faktycznie dzieje bo już jest piątek.
Na myśl o nim wydaje mi się że zaraz uśmiech zawiesi mi się na uszach.
Nigdy przenigdy tak mocno nie kochałam i już nie będę, bo z każdym dniem tego przybywa.
Rozrywa mnie, wybucham codziennie.
To takie piękne uczucie, koloru ciepłego, które nawet w brzydki poranek rozlewa się po całym ciele zaraz po przebudzeniu.
A do tego- co mnie już przygniata - dochodzi świadomość że to ja również jestem tak mocno kochana. A mimo to wszystko takie lekkie, że podrywam się z łóżka i obsesja odwiedza mózg by powtarzać jego imię.