tkane czarnymi nićmi godziny mijające niespiesznie, wieczka zamknięte, światła pogaszone, okno jeszcze zakurzone.
i znów nie było mnie tutaj tak długo. kubki panoszą się na wszystkich półkach, uśmiechają się końcem ucha, szepczą o historiach tak odległych, niepoprawnie nieprawdziwych.
i kolejny dzień zakończony, balkon oczyszczony z popielniczek wypełnionych po brzegi. święta się kończą, wracam na stare śmieci. znikną znów skrzaty spod materaca.
szkoda tylko, że od długiego czasu już nie ma Cię w oknie. każda godzina wysiedziana na parapecie, zapisana gdzieś w fusach herbaty, zamknięta w słoiku po miodzie.
kap, kap, łezki o zapachu cynamonu, kap, skrzyp, trach, laska wanilii; kupiłam sobie kota. czas upiec szarlotkę i włączyć stary film. czas zapomnieć o rozmowach przez okno.