Nie było mnie tutaj od ponad roku... Czy coś się zmieniło? Cóż mogłabym powiedzieć, że praktycznie wszystko. koniec zeszłego roku był mega do bani, początek tego roku jeszcze gorszy. Niektórzy pewnie się cieszyli, wiedząc, że u mnie nie jest najlepiej. NIe przejmuję się tym, na całe szczęście. Starałam się jakoś ogarnąć. Jakoś funkcjonować. Nie jest łatwo. Zwłaszcza kiedy życzysz sobie w Sylwestra, tego, żeby tylko 2017 był lepszy od 2016.. a zaczyna się tak samo podło... Masz ochotę pójść spać i nie wstawać, aż życie nie przestanie Cię kopać po dupie. Problem w tym, że życie nigdy nie przestaje. Zawsze jest jakiś aspekt w życiu, który musi zostać zmięty, zniszczony i rozwalony w drobny mak. Ten rok uratował nasz urlop. Cudowna Irlandia. Naprawdę kocham ten kraj. Krajobrazy, miasta, muzykę, piwo - tak, irlandzkie piwa są najlepsze. Odpoczęliśmy trochę, zapomnieliśmy o tym, jakie życie jest wkurzające i nieprzewidywalne. Mamy listopad, a ja panicznie boję się końca roku... nie chcę sylwestra, nie chcę wznosić toastu, życzyć "Do siego!", ani "Oby był lepszy!" Chcę to ominąć. Przespać, albo przesiedzieć, gdzieś z dala od ludzi. Nie wierzę już w te życzenia. Z roku na rok jest tylko gorzej... NIe chcę sobie powtarzać "Będzie dobrze! Będzie lepiej!" - to nic nie zmienia. Może po prostu trzeba żyć i jakoś przyjmować co daje życie, nawet kiedy kopie w dupę. Może wystarczy zbudować sobie silny mur własnej wartości, własnego intelektu, własnych ambicji. Trzeba mierzyć wysoko, starać się osiągnąć cel, skupiać się na tym i trafiać za trzy punkty.
muzycznie: https://www.youtube.com/watch?v=95JRk1q8msA