uwielbiam takie domówki.
chciałbym tu napisać kilka rzeczy, ale nie wiadomo kto czyta tego fbl, więc lepiej się powstrzymam.
taki delikatny rys wczorajszego wieczoru:
przyjechałyśmy na miejsce i stwierdziłyśmy, że nie wiemy jak trafić do Michała. poszłyśmy do sklepu i, o dziwo, spotkałyśmy tam kilka znajomych twarzy. Kornelka miała mapę (chwała jej za to) i to nic, że nie umiałam jej przeczytać! w tym miejscu pozdrawiam sąsiadów M., którzy mieszkali kilkadzisiąt metrów od poszukiwanej przez nas ulicy i nie wiedzieli, że tam jest taka ulica... ale trafiliśmy. potem zabawa dzwonkiem (bo była fajna melodyjka!). a potem, po przekoczeniu progu zaczęło się dziać. ale to nie nadaje się do publikowania. the rest is silent.
ja stojąc w ogródku i zacieszając: jeśli tak wyglądają imprezy w liceum, to już się boję co to będzie na studiach.
klaudia, wychodząc z imprezy radośnie i z dumą powiedziała: patrzcie, patrzcie, jeszcze chodzę! ;*
nie było ze mną tak źle. w przeciwieństwie do niektórych wcale nie spadłam ze schodów, nie spałam pod biurkiem, nie śpiewałam piosenek britney i stłukłam tylko jeden kiliszek. (podobno).
potem szpan taksówką i nocleg u babci Justynki.
spimy, zamykam oczy i mówię przerażona: Justyna, łap mnie, bo lecę do góry!
jejku, ale było świetnie, nawet poznałam kolesia, który grał w 'swiecie wg kiepskich' i reklamie tp i 'kubusia'. xdddd
aha, gin to zuo, nie polecam... ;)
rano
tata: widzę, że jesteś nieźle skacowana.
ja: jaaa? no co ty!
mama: przestań, przecież ona nie pije!
ahaa