koleś mi kazał na pierwszy dzień zajęć przynieść jakiekolwiek-cokolwiek rysowane/malowane z natury... no to siadłam sobie po dwóch piwkach przed lustrem i jebnęłam coś takiego. i niech się cieszy. pierwszy raz rysowałam cokolwiek nie-ze-zdjęcia oraz nie-wymyślone-na-poczekaniu, więc... hm. trza się dokształcać, powiadam!a no i w sumie to cos z tym jeszcze zrobie chyba... jak sie wyspie kiedys.