Dalczego... wszystko kiedyś dobiega do końca... Nie mogę tego zrozumieć. Wchodzę na ten szczyt sama, ale czy jest jakiś sens... Po co? Wydaje mi się, że to przynosi tylko nowe cierpienia. A mogło być tak jak było... Nie trzeba było tego w ogóle zaczynać... Ale stało się... Może wszystko wróci do normy... bo szczerze mówiąc męczy mnie to jak jest teraz...