Chcielibyśmy zakończeń.
Dobrych.
Jak w bajkach z dzieciństwa.
Chcielibyśmy zakończeń.
Nieprzewidywalnych.
Jak w filmach.
Chcielibyśmy zakończeń.
Dźwięcznych.
Jak w ukochanych piosenkach.
Chcielibyśmy zakończeń.
Kolorowych.
Jak w odczytanych magazynach.
Chcielibyśmy zakończeń.
Z nutą tajemnicy.
Jak w książkach,
które nas wychowały.
Rok 2014 to już zamknięta karta.
Zostawia za sobą opasłe tomy
na półkach.
I nadzieje na nowe filmy,
które dopiero powstaną.
Filmy z życia.
Co zostanie mi w pamięci z ubiegłego roku?
Po pierwsze: Festiwale Filmowe.
Wizyta w Zwierzyńcu.
I spanie na tyłach Jowity.
I coroczna piosenka.
I szampany nad stawami Echo.
I wspólne gotowanie.
I Pana Awanturnika.
I zbyt wiele słów.
I pokłócenie się z Wojtkiem.
I muszkę otrzymaną od Lucyny.
I wielką galę urodzinową Jowity.
Niewizyta w Nowej Soli.
I brak dosolenia filmami.
I wolontariatami.
Po drugie: Zniszczenia.
Te zupełnie nieważne.
Jak spalone żarówki.
Wywrócone pachołki.
I te bardzo poważne.
Jak skręcone stopy.
I niemożność chodzenia
po Szczecinie.
Po trzecie: Upadki.
Te fizyczne.
Jak brak kondycji,
chudego ciała.
Te psychiczne.
Jak majowe,
czerwcowe,
wrześniowe
wyznawanie prawdy.
Po czwarte: Medycyna.
I czwarte podejście do matury.
I oczekiwanie na wyniki.
I wożenie papierów do
Bydgoszczy i Szczecina.
I przeprowadzka z Wrocławia.
I pozostawienie Prusaczkowego Domku.
Znajomych.
I wszystkie nieprzespane noce.
Niezaliczone kolokwia i zaliczenia.
Kontuzje na wuefach.
Po piąte: Ludzie.
Na starych studiach.
Na nowych studiach.
W Poznaniu, Krakowie,
Zamościu, Zwierzyńcu,
Warszawie.
I odnawianie znajomości
po latach z Martą.
Po szóste: Zdjęcia.
I polaroida na LAFie.
I stary kompakt Lucyny.
I zdjęcia tabletem w Berlinie.
I komórkami Piotrka i Agaty.
I lustrzanką Olgi.
I te jedyne,
które zostaną mi dobrym
wspomnieniem do końca życia.
Po siódme: Skandale.
I ostatki dziwnych przyjaźni.
Starego kierunku.
I podrabiane prace.
Że strach konsekwencji
ogarnia wszystkich.
A także zrywania znajomości
bez słów wyjaśnienia.
Smutek Patrycji
w wyniku wszystkich
złych szczecińskich sytuacji.
I cebulactwo niektórych dusz
na nieswoich imprezach.
Po ósme: Uniwersytety.
I ich podmiana.
Odbieranie dyplomów.
Nieobecności Gabrysi
i otrzymanie przez nią dyplomu.
Białe fartuchy
i czepki na głowach.
Zapamiętam suszenie zębów
na anatomii.
I wszystkie nerwice
na współstudentów.
Po dziewiąte: Prawo jazdy.
I kolejne 9 miesięcy.
Zanim mogłem odebrać
dokument z uprawnieniami.
50 wyjeżdżonych godzin.
Egzaminy wewnętrzne,
przekraczanie linii
podczas łuku.
Po jedenaste: Imprezy.
Wrocławskie Wigilie.
Halloween z Popem.
Parapetówki w Zalanej Dolinie.
Pożegnanie Prusa.
Górskie wesela.
Wizyty u Saperów.
I operowanie w Operze.
Po dwunaste: Wyjazdy.
I jedenastka krakowska.
Z Wojtkiem, Lucyną i CK Onem.
I hetmański odwyk.
Bez komórki w Zamościu.
I Poznań na okrętkę.
Z wkurzeniem Natalii i Dżoany.
Z Golgotą.
Z mile spędzonym czasem na Wichrowym Wzgórzu.
I wesele w Kaczycach.
I Warszawa z lotu ptaka.
Z Polskim Busem, płaczem Olgi i samolotem.
Z poczęstunkiem, upałem i kilometrami spacerów.
I podróży szlakiem czerwonej linii.
By złożyć papiery na studia w Szczecinie.
I papierologiczne wyjazdy.
Do Wrocławia i Bydgoszczy.
I żegnanie Prusaczkowego Domu.
I zostanie PUMeksem.
I filmowe oglądanie w Zwierzyńcu.
I transformacja Krukówny.
W panią Zdyb.
I pachołkowa siedmiominutówka.
I zwiedzanie Boazerii.
I dwa łuki.
I Karpatka.
Pieszo i z przytupem.
Z chłopakami.
I Tour de Sentyment.
Po przeszłości babci.
I urodziny Olgi odmierzane milimetrem.
I rozliczenia z Uniwersytetem.
I łączenie parapetówek z zabawami halloweenowymi.
I wschowskie LAST MINUTE.
I poprawianiem parapetów.
W gronie znajomych i młodszej części rodziny.
I wszystkie szyny Berlina.
Z krążeniem od podziemi po niebiosa pociągami.
Z grzanym winem.
I relacją wideo z wyprawy.
I Prusakowa Wigilia i rodzinna.
Kończąca wyjazdowy sezon w roku 2014.
Po trzynaste: Wesela.
Narodowe wesele świąteczne w Kaczycach.
U Magdy i jej męża.
I wesela prawdziwie polskie.
Wysoko w górach.
U Olgi i Rafała.
Po czternaste: Kuchnia.
I wszystkie pyszne potrawy
ugotowane przez Patryka.
I wizyty w Piecu na Szewskiej.
I ponowne spotkanie pana z Mleczarni.
I pierniki, marchwiaki, pizze.
I ciasta na weselu u Olgi.
I Polszczyzna w Zwierzyńcu z Lucyną i Marysią.
I tosty Wojciechowe.
I wszystkie nieupieczone Patkowe ciasta.
Po piętnaste: Wszystkie dziwne sny.
Jak już się zdarzyły.
Po szesnaste: Praca w Nadodrzu.
I wszystkie umyte szyby.
I wypolerowane klatki.
Lamperie.
Wycięte chwasty.
I drugą parę mającą cały czas fajrant.
I grabienie piasku na asfalcie.
Po siedemnaste: Zauroczenia, miłości, rozstania.
I trwające motylki w brzuchu.
I słowa prawdy.
I miły weekend.
I tysiące wypitych kaw.
I smutne serce, że nie możemy
być razem.
I Wojtkowe perypetie.
I Lucynowe znalezienie tego jedynego.
I Adrianowe spotkania.
I Oliczkowe zmiany na palcach.
I Adriannowe zmiany na palcach.
I Olgowe za rok wreszcie w tym roku.
I Dżoanowe warszowanie bez finału.
Po osiemnaste: Muszki.
I powiększoną do czterech
kolekcję pięknych poduszek
od Dżoany.
Ze stylowymi muchami
na stylowym MNIE.
Po dziewiętnaste: Różności.
I bywanie w wielu miejscach.
I jazdy autem.
I dziwne sytuacje w pociągach.
I spotkania po latach z Kubą z pociągu.
I wszyscy charakterystyczni ludzie.
I Boazerię na ścianach.
I kota Karoliny.
I wszystkie książki, muzyka, filmy.
A w Nowym Roku
głównej roli w znanym serialu lub filmie.
Niech się wydarzy, co ma się wydarzyć.
Jakiś zwrot.
Może odwzajemnienie uczuć.
Może spontaniczne wyjazdy.
Może większej stałości.
Niech zrozumienie będzie.
I brak depresji niech będzie.
Niech noworoczne postanowienia się udadzą.
Biblioteczka rośnie.
Filmoteka pęka w szwach.
Szykując nowy tomik
do zapisania.
By w 2015 roku pokazać
historię na 365 zapierających
dech w piersiach stronach.
Jasper
(a friendly ghost)