pamiętam was wszystkie. co roku ląduję w tym samym miejscu, tęskniąc za czasem kiedy samozniszczenie i chudość były głównymi celami. moment kiedy ważyłam 45 kg jest do tej pory moim największym osiągnięciem, a mam 24 lata i tyle kroków milowych za sobą. z jednej strony to kwestia sentymentu, z drugiej z roku na rok dostaję kolejne diagnozy i nic nie wskazuje na to, że kiedykolwiek będę dobrze funkcjonującą dorosłą osobą. sensownie byłoby to skończyć, ale już nie umiem. wpadam tylko w myślowe pętle, umieram z samotności, wyję z fizycznego bólu, ale nie potrafię się zniszczyć. taka byłam silna i zawzięta te 6 lat temu