Pszczyńska fotka z jakże radosnymi minami.
No i wystepów na jakiś czas koniec. The final. Ale tylko na jakiś czas. Bo łowieckie hiperbolizacje terminami na kwiecien nie wybuchają. Mam nadzieje ze to kwestia czasu ;). Ale może jakiś inny rodzaj humoru "zaliczymy" , bo po co skupiać sie tylko na jednym ?To troche taka monotonia. Jeszcze ktoś by mógł uznać mnie (nas) za fanatyczki. Ale zaprzeczam. Przynajmniej w swoim imieniu. I se to zapamientajcie bo ja nie bede powtarzać. ;))
Przejdźmy do Warszawy..
No miejsc na zaproszenie żeśmy z Olą sie nie spodziewały a tym bardziej w I rzędzie. Dzień był pełen niespodzianek. Bo od razu, jak tylko weszłyśmy do sali, nasze miejsca zajęte były przez Pindura i (chyba) jego lubą ^^. My głupie zamiast poczekać, aż miejsca sie zwolnią, zaalarmowałyśmy ze sa nasze. Pewnie myślicie sobie teraz.. brak kultury z naszej strony. Otóż nie. To było tylko działanie pod wpływem chwili i zakłopotania. Nie ma to jak zachowanie człowieka w głupiej sytuacjii.. A po występie, jak to po występie. Fajnie, miło i zagadkowo też. Nie obeszło się też bez głupich i niezrozumiałych żartów jbc. nie z naszej strony. Tzn miejmy nadzieje ze to był żart. Albo chociaz nie porozumienie.
A i pytanie do publiczności..czy tą niby zgubioną rzeczą o którą pytał sie Pindur po wystepie była moja torba..?
jbc. ja ją tam świadomie zostawiłam xD