Jak ja nienawidzę tej siebie, która teraz panuje. Nawet nie mam już zdolności bycia w paru miejscach jednocześnie jak kiedyś... może dlatego, że tych miejsc jest coraz więcej? W moich świecie panuje harmider. Mam ochotę wszystko poukładać, ale tak się nie da. Nie umiem już nawet nie płakać w nocy, najgorsze jest, że brak mi osoby, której mogę wszystko powiedzieć. Bardzo długo nie mówiłam nikomu wewnętrznej prawdy, tej ukrytej. Bardzo dawno temu miałam kogoś takiego. Czasami tak bardzo chce się komuś powiedzieć, może usłyszeć radę ale tak rzadko znajduje się właściwe osoby. Nie jestem kimś, kim kiedyś byłam. Jestem najgorszą która mogła się pojawić, ale czuję, że jak się zmienię to umrze cząstka mnie i będę udawała.
Czy mam udawać, by w końcu znaleźć szczęście??
"To co jest idealne, nie zawsze musi być wieczne"