Wczoraj sąsiadka wyjechała mi z pretensjami, że za krótko trzymam Mateusza i jeszcze trochę to na smyczy go będę trzymała.
To jej odpowiedziałam, że nie będę wychowywać swojego dziecka tak jak ona swojego.
Jej pięcioletni synuś ucieka jej z domu przy każdej okazji, gdzie tylko może. Lata po całej wsi, na każde podwórko zajrzy, nie patrzy czy ktoś mu pozwala czy nie. Jeździ rowerkiem środkiem ulicy i jest mu wszystko jedno czy jeżdża auta i inne pojazdy. Klnie jak szewc, bije inne dzieci i naśmiewa się z nich.
Nie słucha nikogo.
A to, że ja nie pozwalam mojemu dwuletniemu dziecku latać samemu po wsi czy bawić się z jej synusiem nie znaczy zaraz, że krótko go trzymam. Od małego muszę nauczyć go w miarę dobrego wychowania i dyscypliny, bo inaczej to by mi nasrał na głowe i uklepał to..
Wkurzają mnie takie zwracania uwagi, a samemu na siebie ludzie nie patrzą. Dodam, ze ta kobieta ma dwóch praktycznie dorosłych synów, których wychowywała zupełnie inaczej niż tego.
Ech...