Budzi się we mnie tyle emocji nie znanych wcześniej, które trzeba oswoić w różnych konfiguracjach. Zderzają się ze sobą jak nieobliczalne cząstki atomu. Tysiące nieprzewidzianych eksplozji o różnej sile.Skąd się bierze w człowieku tyle siły, kiedy wydaje się zupełnie przegrany, stracony, omotany tysiącami sprzeczności, nasłuchuje i wyłapuje jedną dźwięczna nutę, która go prowadzi w życie, trochę po omacku, lecz dobrą drogą.
Tyle we mnie niepokoju, można z nim chyba coś zrobić- zniszczyć lub zbudować.Tylko czasami wydaje mi się, że jestem gdzie indziej, albo że ja to nie ja.W naszych życiorysach sytuacja zmienia się z minuty na minutę, bo wtedy naprawdę wiele się dzieje, chociaż niewiele robimy.Wystarczy gest, słowo by zranić tak boleśnie, zniszczyć szansę, cienką nić porozumienia...Zaczynam powolne mijanie codzienności. O wiele bardziej szanuje noc za dnia niż dzień za nocy.
Późne powroty do domu w sumie poranne troszkę odbijają się na moim samopoczuciu za dnia. Ale najważniejsze że nie odbija się to na mojej nauce. Umiem podzielić czas na przyjemności i obowiązki. Jak na razie jest dobrze i tak ma zostać :)
Znowu zadaję pytania na które nie znam odpowiedzi...
:*:*:*