Hej, założyłam photobloga, zeby móc się powyżalać w sieci.
a Więc tak..
Nic nie idzie po mojej myśli, kolejne porażki przynoszą więcej czarnych myśli, ale w tym wszystkim jest Bóg moje światełko.
Nie chodzi mi tylko o dzisiejszy dzień, bo cały czas żyję przeszłością i jakby nie umiem jej zapomnieć między innymi przez czarne myśli.
Więcej niż pół roku temu zerwałam z chłopakiem, nadal we mnie tkwi może nie miłość, ale wyrzuty sumienia(widziałam jak płacze), nie umiem się ogarnąć z emocjami, wszystko strasznie przeżywam i strasznie się wszystkim przejmuję.
Wtedy też (czyli październik-wrzesień 2015) zaczęły się w moim domu straszne awantury(gorsze niż do tej pory). Jakby tego było mało to 3 klasa gimbusu i oczywiście egzaminy gimnazjalne stres na poziomie 100%. Miałam tego dość, chciałam się wyspać i napisać dobrze kartkówkę, zadzwoniłam na policję noo i zlądowałam w domu u babci. To było istne piekło we 4 z roczną siostrą, mamą i babcią w 2 pokojowym mieszkaniu gdzie babcia chciała zachować idealny porządek i każdy walczył tylko o swoje. Zaczęłam też chodzić na obiady w stołówce, co totalnie mnie dobiło, bo waga i jedzenie była jedyna rzeczą, która była jeszcze na swoim miejscu w moim życiu (pomimo wcześniejszej anoreksjii). Zaczęłąm masakrycznie tyć. Byłam u psychologa, psychiatry, nic nie pomagało. Byłam u ginekologa, no i oczywiście, tabletki na okres (bo był wstrzymany) -,-.Załamałam się trochę. Jedyne co robiłam dobrze, to się uczyłam, udało mi się nawet przejść dalej w olimpiadzie z angielskiego. Ale mimo wszystko odczuwałam wielką pustkę. Czułam, że muszę się udzielać. Udzielałam się w jasełkach, w czytaniu kazania, napisałam wiersz o Bogu, wygrałam książkę o Św.Faustynie. Moje życie było coraz większym chaosem. Mama nie mogła się zdecydować, czy chce być u nas w domu czy u babci, później sama ja nie mogłam się zdecydować, gdzie chcę być i takie wieczne miotanie się. Zaczęłam więcej chodzić do kościoła, zaczęłam czuć WIELKĄ MIŁOŚĆ. Momentami wszystko przestawało być ważne, tylko to się liczyło. Pewnego dnia przeprowadziłam się z mamą do domu samotnej matki (przytułek dla bezdomnych) i mama miała coś zrobić z naszą sytuacją. Zeznawałam na swojego tatę z wielkim poczuciem winy, prawie mnie przymuszono.. i mama też zeznawałą, zbierała paragony, żeby wyciągnąć od niego alimenty i podsycała we mnie nienawiść do własnego taty. Ja sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Mi zależało również na ocenach, na zainteresowaniach, na sylwetce.. i to było dla mnie w sumie najważniejsze. Zaczęłam żyć przykazaniami Bożymi, ale wszystko zaczęło być jeszcze bardziej stresujące, zamiast przyjąć to jako MIŁOŚĆ, to poprostu karałam się za wszystko co zrobiłąm źle i wieczne wyrzuty sumienia. Nie miałam czasu na naukę, bo trzeba było pomagać mamie. Nerwowo nie wyrabiałąm, ale przecież kościół zabrania brać tabletek antydepresyjych i ja tez nie chcem zeby cos miało nade mna władzę. No i byłam strasznie zagmatwana, ani się nie uczyłam, ani nie pomagałam. Czułam nic i wielką niechęć do wszystkiego, nie umiałąm sobie poradzić, a mama i babcia, gdy wracałam najpierw do babci po szkole (one tam były) tylko na mnie krzyczały jaka ja jestem leniwa i nieudaczna. Po wizytach u psychologa wieczny dół i brak możliwości wygadania się przed kimkolwiek. Kolejny dołek do zażarcia. Ile już mamy ? tak brawo dobiliśmy do 60 kg ! z 48 ! To trzeba być zdolnym prawda Ada ? No ale zaczął się maj.. więcej słońca promieni słonecznych i optymizmu. Nie w moim przypadku. Najbardziej mnie przerażało to, że nie miałam siły się kąpać i miałam ochotę ciągle leżeć i szukać sensu w życiu. Ani nauki, ani pomocy, jestem bezużytecznym śmieciem. Moje życie odmieniało się po Komunii Świętej, ten jeden dzień wielkiej ŁASKI BOŻEJ, poniedziałek zawsze był cudowny. Zawzze miałam z kim porozmawiać, z kim się pośmiać no i to, że w poniedziałek zawsze mi się CHCIAŁO. Wymyslalam tone zajec dodatkowych na ktore i tak sie nie zapisalam bo za malo czasu. AA i jeszcze w tym wszystkim jak spiewam od 9 lat tak w tym roku wszystko przestalo mi wychodzic. Ryczenie na scenie, niedospiewane zwrotki.. az wkoncu sie wypisalam, mialam wrazenie ze wszystko jest przeciwko mnie i wszyscy mnie nienawidza. Nie zapisalam sie na nic, ale chodziłam codziennie do kościoła. Pomagało. Chociaż kolejne porażki w szkole bolały. Było dużo imprez jak skakanie do basenu i tanczesnie ale ie uczestniczylam, bo oczywiscie ten kompleks ze jestem za gruba. Pozniej byly proby do poloneza na bal. Bardzo chciałam tanczyc, ale okazalo sie ze nie ma dla mnie partnera, co gorsza probowali zalatwic go na siłę. Miałam dość. Trzeba było to zajeść. Bardziej bolesne jest, że mój były miał. Później był bal. Na balu ryk w toalecie. Wychowawca mnie wyciągał i ze mną rozmawiał. Bardzo mi pomógł, przyniosłam mu ciasto, które zjadła klasa. Świadectwa na koniec roku. Niby wszystko załątwione, miał być pasek, a tu się okazuje, że jednaknie dopilnowałam ocen i są źle wstawione. Mam wrażenie, że Bóg chciał mi powiedzieć, że liczy się to, co w głowie. Ale nie ma tego złego, oprócz tony łez i wyzwisk do mamy, której i tak dużo nawyzywalam podczas pobytu w jednym pokoju..dostałam się do wymarzonego liceum ! wreszcie dla mnie rozpoczęły się wakacje. A na wakacjach trzeba zdobywać doświadczenie zawodowe.. więc Ada opiekuje się dziećmi ze świetlicy. Po świetlicy do babci, pomóc zajmować się Lenką, a później pomóc mamie w zakupach, a później najlepiej spać i żeby mnie nie było. Jak żyć ? Świetnie 66kg. Przestałam się aż tak przejmować, Bóg jest miłosierdziem i tylko za jego łaską mogę coś zrobić. Zaczynam zdobywać przyjaciół, wiem, że sama dużo nie zdziałam i żyję ! Tylko nie wiem co będzie z moim mieszkaniem.. czy dom samotnej matki, czy mój dom i rygory z tatą.. ahh Składam swoją przyszłość w Boże ręce.
Pozdrawiam !