Nie wychodzę z domu wciąż całkiem sam
Do końca nie pojąłem co robić mam
Boję się że znów spotkam ciebie
Opadnę na kolana nie będę w niebie
piękna i szykowna po mieście spacerujesz
obojętna na cierpienie już nie współczujesz
tym właśnie dobijasz człowieka na skraju szaleństwa
kochałem tak mocno na przekór człowieczeństwa
serce na dwie połowy złamane zostało
lecz widać tobie dalej jest mało
nawet słowem się nie odezwiesz choć obiecałaś
że mimo rozstania mym przyjacielem zostałaś
udajesz że nie znasz już zmieniłaś zdanie
sem nie przypuszczał bym ze to się stanie
dobywam sznura i pętle na nim robię
powoli na głowę zakładam ją sobie
kopie nogą w krzesło by zakończyć Agonię