Prawdopodobnie sny biorą się z podświadomości. Podobno to kumulacja naszych lęków, oczekiwań, marzeń, wspomnień [...] ale to tak rozległe pole magnetyczne, że na dzień dzisiejszy żaden naukowiec snów nie potrafi zbadać. Słyszałam też tezę, że sny to "pokazówka" demo naszego następnego życia. Bo rzecz jasna nie umieramy tylko zmieniamy wymiar.
6:56 czasu Warszawa Zagrzeb
Przestałam czekać. Przestałam marzyć i oczekiwać tego, co jak byk ucieka mi przed oczami. Przestałam się nad sobą użalać jak nad ofiarą podgryzająca przez sępa.
Chociaż miejscami wychodzi na to, że życie to ogromny sęp z rozportartymi skrzydłami a moje mięso już się rozklada. I krąży nade mną, a ja w dole. Albo rany się goją i ptak odlatuje szukać następnej zdobyczy, albo krąży i krąży nie dając mi normalnie funkcjonować.
Na przykład miłość to jebany sęp
Za chwilę grudzień.
Pamiętam czasy podstawówki, gimnazjum. Święta to było coś! Kevin w telewizji, zapach ciasta, pierników z kauflandu, bo są tanie i bardzo smaczne, zapach choinki, bombki które wieszałam z pasją, bałwanki, gwiazdorki, dzieci w czapeczkach szukające miejsca na zjazd saneczkarski. Piękne świąteczne piosenki i Last Christmas które nigdy się nie nudziło. Nigdy.
Pamiętam Wigilię klasową w 2 klasie gimnazjum. Jak dziś. Siedziałam obok Eweliny i Mileny. Obierałyśmy mandarynki. Chłopcy podkradali nam obierki i rzucaliśmy się po całej klasie a wychowawczyni, jak zwykle z resztą użyła klasycznego dla niej, biologicznego tekstu: Wy to macie jeden chromosom za dużo...
I wróciłam wtedy do domu. No niezupełnie do domu. Pojechałam do prababci autobusem nr 3. I był to autosan. Żółty autosan, a pamiętam, bo z tyłu rósł mech. Najpierw kawa u Jadzi, później Dino i drogeria gdzie kupiłam sobie tusz do rzęs.
Wieczorem tego samego dnia poszłam do babci. Babcia Elka była super. Dała mi 20zł na święta i czekoladę, czekoladę za 2zł ze sklepu na przeciwko. I co z tego? Co z tego, że była czekoladopodobna a na etykiecie widniał przebrzydły bałwan z krzywym kapeluszem i głupią mordą? Ta czekolada była najlepsza z czekolad.
Tata wyzywał mnie, że zjadłam jego gwiazdorki z marcepanu. A po przyjeździe z pracy nakupował słodyczy świątecznych za chyba 100 PLN i leżały, leżały, leżały...
Dlaczego ten dzień zapadł mi w pamięci? Nie wiem.
Już nie 6, ale 8 grudnia. Rynek. Czy to ważne? Nie. Nic nadzwyczajnego, neutralne.
Chyba jestem dumna z siebie.
Wigilia zeszłego roku. Przyjechała rodzina, paliliśmy papierosy w kuchni. Przyjechał Adam, wtedy jeszcze z narzeczoną, zasłonił mi oczy od tyłu i do rąk włożył prezent. Zapakowany w czerwony papier, i sądząc po estetyce, tak, pakował go mężczyzna.
Ale co z tego? Ten prezent był super.
O Świętach może w innej notce.
Tylko dziwi mnie jedno
Jak tu nie cieszyć się ze świąt, skoro nigdy nie wiemy, które będą ostatnie?