Traktat o duszy..
Czuję się teraz zupełnie pusty. Nie, nic się nie stało. Wszytko jest takie, jak było. Tym razem to moja dusza szwankuje. Szuka ukojenia w kawie i smętnych dźwiękach. Ona taka jest. Jest wrażliwa, niczym motyle skrzydło. Krucha, niczym ususzony płatek róży.
Patrzę przymrużonym okiem na literki i nie widzę w nich siebie, są puste. Pozbawione wyrazu. Uciekają mi spod palców, niczym letnie popołudnia. Zamykam oczy i widzę ciemność. Mrok własnego umysłu, którego nie potrafię odczytać. Zaszyfrowana wiadomość płynie w mych żyłach. Czekam na światło, odrobinę światła. Jasność umysłu.
Czuję się źle. Dopadła mnie jesienna chandra, ale nie martw się to jest przejściowe. Wszystko minie i znów będę taki, jak zawsze.
Czasem dopada mnie Zły Duch i dręczy od środka. Pożera moją duszę po kawałku, aby później ją wypluć i ta mogła znów się odrodzić i być o jeden żywot piękniejsza.
Zmartwychwstanie duszy.