Chociaż jeden raz dam zdjęcie na którym jest trochę zieleni. Nie wygląda to po prawdzie weselej. Ale grunt, że jest zielony. Wczorajszy dzień spędziłam na zwiedzaniu miast. A raczej próbie dojechania na piknik wojskowy, co się skończyło dojechaniem do innego miasta niż miałam. W tamtym mieście, a raczej wiosce było ładnie. Świeciło słoneczko, wiatr był dużo mniejszy niż w innej okolicy. Innymi słowy żyć nie umierać. Parę fotek narobiłam (i nie, to nie jest zdjęcie z tamtego miejsca. To jakieś stare. Kurzące się w odmętach pamięci mojego komputera). Po długich próbach dojechania do miejsca oraz stracenia 1,60 zł. na przejechanie przez bramkę udało się. Dojechałam. Radości nie było końca. Ale nic nie może być tak kolorowe, a szczęśliwe zakończenia zdarzają się tylko w bajkach. Jestem w mieście, znalazłam adres pod który miałam dojechać. I całą radość szlak trafił. Nie ma tam nic. Żadnych helikopterów wojskowych, żadnego żołnierza. Zaczęłam moje śledztwo. Niczym wariatka pytałam ludzi atakując ich z miną "Musisz mi powiedzieć, albo będzie z Tobą źle. W końcu dobroduszny pan wskazał mi drogę. Już wszystko widziałam na horyzoncie. Czułam nawet zapach grochówki. Nadzieja, że porobię jakieś zdjęcia wróciła, ale nie na długo. Zaczął padać deszcz. I to nie był lekki wiosenny deszczyk. Zaczęło lać tak, że nie można było spojrzeć przed siebie. I do tego wichura. Pochodziłam trochę po wystawce różnorakich broni, mundurów, zrobiłam szybkie zdjęcie helikoptera i ruszyłam pędem do samochodu. Wyglądałam jak mokra kura. Miałam dosyć. Lecz dosięgło mnie pewnego rodzaju zbawienie. Galeria handlowa. 2 km budynku. Parking wielkości łebka od szpilki. Uporczywie szukałam miejsca, po 15 minutach zmagania się z tym problemem udało mi się. Nie obyło się bez zakupów. Co prawda poszłam tam tylko by się ogrzać i wysuszyć. Ale kobieta kobietą jest i w każdym miejscu gdzie znajdzie się sklep, zda sobie sprawę z tego, że czegoś nie ma, albo jej się skończyło. W galerii spędziłam dwa razy więcej czasu niż sobie to zaplanowałam. Ale było warto. Kolejne kubki do kolekcji. Zmęczona ruszyłam nad zalew, bo się rozpogodziło. W końcu poczułam się spełniona robiąc zdjęcia nad wodą przy zachodzącym słońcu. Kiedyś je tutaj wrzucę. I tak po całym dniu męki wróciłam do domu. To była pierwsza moja mała podróż na której byłam tak zdenerwowana, zmęczona, zmarznięta i szczęśliwa jednocześnie. Ale było warto. Zawsze był pretekst na zakupy. Niczego nie żałuję. Prócz tego, że byłam zmuszona zostawić jeden kubek z kotem. Tylko tego żałuję. Kończę swój monolog. Ciekawi mnie tylko jedna rzecz. Czy wstawię kiedyś zdjęcie adekwatne do wypocin które piszę. Nie liczę na to. Ale może kiedyś się uda. Do zobaczenia za... nie wiem kiedy. Nie będę kłamać. Po prostu do zobaczenia. Z dobroci mojego serduszka życzę wam miłego dnia, oraz każdemu Panu który, to przeczyta wszystkiego dobrego z okazji waszego dnia! Buziaki.