Wszyscy jesteśmy żałośni, to nas czyni interesującymi.
Pisząc prezentację maturalną o szaleńcach, zdałam sobie sprawę, że są oni niewiele normalniejsi ode mnie. Ja też tak na prawdę nie zostałam wyleczona. Takie rzeczy zostają. Oglądając film, wpadłam w pewnie rodzaj zawieszenia psychicznego, z którego nie potrafiłam się otrząsnąć. Usłyszałam najobrzydliwszy opis siebie. Najdosłowniejszy obraz moich przeklętych snów, wizji, urojeń, które zmusiły mnie do przeistoczenia się w moje pragnienia i chore rządze. To straszne bać się siebie samego. Najbardziej samotnym jest się pośród tłumu, a szczerze nienawidzić można tylko bardzo bliską osobę, obcymi nikt się nie przejmuje w takim stopniu. Najtrudniej widzieć, mając doskonały wzrok.
Z wielką gracją pieprzę sobie życie z 7 sekund. Przełykam konsekwencje z nutką goryczy na twarzy, uśmiechając się do uporczywego, oślepiającego światła. Każdy gdzieś krąży w oddali, każdy wokół siebie, idą dalej, cofają się, wzlatują gdzieś pod ziemię. Ja stoję.
Całe moje dotychczasowe dziwne życie skupia się na tym, że siedzę za zimnym parapecie tępo gapiąc się w nicość, jakbym wmawiała sama sobie, że coś tam gdzieś jest. Otaczają mnie ludzie o pustych oczach i pustych umysłach.