Minęli się tam, na zbyt wąskiej uliczce, przepychając się przez brudny tłum. Dym z obu papierosów skleił się w jedno i uniósł ponad głowami wbitymi ostro przed siebie. Nie zauważyli, że mają te same koncertowe koszulki z chicagowskiego sundgarden. Już dawno zapomniali, że istnieje coś poza obecnym. Że ciągle da się czuć. Że nie za późno, by starać się nie umierać w samotności. Zlany w jedność rytmiczny tupot oddalał się od siebie jak hipnotyzujące echo. Odbijało się w ich uszach, choć sami nie chcieli go słyszeć. Oczy mięli puste.
I dont need reality.
Za dużo się modlisz, dużo czytasz wierszy
Na środku drogi i nie na szczycie
Nigdy ostatni i nigdy pierwszy
Hej to chyba śni Ci się życie
Dlaczego pogrzeby są smutne? Bo nie ma tortu.
Poranny płacz jest skąpy, niewylewny. Zmęczenie po śnie zalewam gęstą warstwą kofeiny, wmawiając sobie i starając się zapamiętać, że niec się nie stało. Tanie słowa stały się zbyt drogie i zbyteczne. /bieg za samą sobą męczy i obdziera z rzeczywistości. Puste gesty, puste cieło. Zaburzenia żywienia się dostarczanymi pokusami, którymi karmię się głodząc, gdy nikt nie widzi. Nikt nie spojrzy w kierunku niepojednanej ze światem ciemności. Niewyrzucone złe myśli gniją rozprzestrzeniając nieznośny odór. Powykrzywianymi palcami dosięgam brzugu omszałego kielicha i ronię umyślnie cenne krople goryczy.
Nie wiem, kim jestem, ale wiem, kim nie jestem.
Półmetek leczenia , wmawianie sobie nie będzie wmawianiem, duchy znikną, ciało zniknie.
Co za ponury absurd...
Żyby o życiu
decydować za młodu,
iedy jest się kretynem?