-Połóż mi dłonie na oczach - zadław mi pięściami źrenice - oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch. -
-Czy dobrze tak? -
-Nędzne ręce twe - jak u ducha, bez kości i mięsa - przejrzyste jak woda - przejrzyste jak szkło - przejrzyste jak powietrze. Widzę wciąż! -LEONARD
Oprzyj się na mnie.
-Daj mi choć odrobinę ciemności! -
Twoje oczy kłamią. Nie wierz im. Życie cię jeszcze nie nauczyło, że nie należy ufać zmysłom?
Patrzysz, i co widzisz? Ciało. Nienawidzisz go, lub je pragniesz. To nie ja. To powłoka. Już zdążyłam cię otoczyć, sapię za twoimi plecami. To przynęta. Watłej budowy, popsuta lalka. Pokiereszowana przez lata, niestabilna emcjonalnie. To nie robi różnicy. Uwagę zawsze zwraca się na co, to miłe, lub, w przypadku ludzi skreślonych, antagonistycznie. Najłatwiejsza jest jednoznaczna opinia. Nie ma obowiązku dostrzegania wtedy niewygodnych szczegółów, można się podniecić i wyżyć.
To zadziwiające. Fakt, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą jest tak samo dotkliwy, jak słowa, które wymagają wysiłku z początku, potem stają się sloganem. Spontaniczność zanika wraz z czekaniem, czas przecieka przez palce jak ślizka maź, wyżerając dziury i tak zdartej już w skórze. Blade światło łagodnie kładzie łunę na poszarpane kształty, zarysowuje kości. Turpistyczny świat jest bardziej znośny.