Gdzie znajduję sie koniec cierpienia?... Czy życie to ciągłośc niepowodzen i nieszczęśc? ... Dlaczego życie nie jest tak piękne i kolorowe jak nam ciągle mówili ?... Dlaczego im człowiek starszy dostaje na swoje barki coraz więcej problemów ? .. Czy ta chora rzeczywistośc nigdy sie nie kończy ?
Dokąd sięga zaufanie jakim darzymy drugą osobe ? ... Czy zaufanie zawsze musi byc wystawiane na próbe ? ... Czemu ta próba jest najcieższa z wszystkich ? ... Czy to jest tak cholernie cenne ?... Wytrzymywac tą próbe czy nie ? ... Skąd gwarancja tego że jak ją przejdziemy to bedzie juz lepiej ?
Do kiedy jest uczucie miłości i pożądania ? ... A od kiedy przychodzi poprostu przywiązanie/przyzwyczajenie sie ?... Czemu innym tak trudno zrozumiec co czujemy ? ... Czemu my poświęcamy sie dla nich a w zamian oni nic nie robią ? ... Czemu my potrafimy dla nich burzyc barykady a oni tylko czekaja po jej drugiej stronie z założonymi rękami ?... Dlaczego my potrafimy wytoczyc wojne całemu światu aby tylko byc z nimi, a oni nie chcą nikogo "zranic/skrzywdzic" ? ... Dlaczego my potrafimy sie zmienic od podstaw tak żeby byc dla nich jak najlepsi ? ...
Gdzie kończy sie cierpliwośc człowieka ?... Do jakiego momentu wytrzymamy ? ... Czemu jesteśmy świadkami upadku wiecznych chłopców ? ... Gdzie zaczyna sie i kończy sens istnienia ? ... Czy dotknę chmur ? ... Czy naucze sie tu oddychac ? ... Czy te spadające gwiazdy spełnią choc jedno moje życzenie ? ...
Czy moje pytania mają koniec ? ...
Czy ktoś wkońcu do cholery udzieli mi na nie odpowiedzi ? ...