Takie coś wam polecam. Zajebista sprawa. Kartka w zwykłym zeszycie w poprzek, na dole dni miesiąca, a wzwyż ilość kaloriiU mnie zaczyna się od 500 (nie wiem czemu tak nisko), a kończy na 1500 i prawdę mówiąc często brakuje mi kartki. Zielone linie to granica której nie powinnam przekraczać czyli strefa 800-1200, niestety systematycznie po dwóch, czasem po trzech dniach diety krzywa dramatycznie kieruje się ku górze. Dzięki takim wykresom mamy przejrzystą rozpiskę postępów w diecie.
Ja na przykład dzięki temu wiem, dlaczego nigdy nie schudnę :) Takie cykliczne obżeranie się przekreśla moje szanse, ale oczywiście będę się starać, natomiast po wczorajszym mam obrzydzenie dosłownie do wszystkiego, więc ze skrajności w skrajność - dzisiaj pewnie bilans będzie za niski. Jak dotąd spożyłam :
* kawa z mlekiem (60)
* gotowana pierś z kurczaka z ketchupem (250)
* druga kawa z mlekiem (60)
* grejpfrut (67)
3 godziny zajęło mi przepisanie wywiadu z dyktafonu na tekst, o masakro. Skracanie tego jest męczące, ogólnie ciężka praca. Teraz właściwie nie mam co robić. Może po prostu padnę .