Dziś będzie romantycznie o wielkiej miłości platonicznej a na wstępie trochę samouwielbienia.
Osiągnęłam chyba najwyższy możliwy poziom wyglądu. Tzn według moich standardów, jestem w pełni zadowolona z tego
jak się prezentuje, chciałabym taką zostać na zawsze, mimo przerzedzonych po ciąży włosów i krzywych pleców. To pierwsze jest chwilowe, a z drugim nic nie zrobię, więc to akceptuje, doszłam już do tego momentu w życiu, że bez zalu przyjmuje wszystko. Uwielbiam moje blizny, z tą po cesarce nic nie robiłam, to moja duma, chce ją widzieć.
Myślałam dziś o koncercie Nicka Cave, na który drugi raz idziemy w sierpniu lub październiku, nie pamiętam dokładnej daty. Uwielbiam tego człowieka, dziś próbowałam sobie przypomnieć kiedy pierwszy raz go usłyszałam, pewnie jako dziecko, gdy słuchałam radia i pojawił się utwór z Kylie, wtedy nawet nie pomyślałabym że jego muzyka w przyszłości mnie uleczy.
Pozniej na koniec liceum gdy słuchałam na yt utworu Loverman w wykonaniu Metallicy, w propozycjach wyświetliła mi się wersja Nicka, wywarła na mnie ogromne wrażenie, pomyślałam "przecież to lepsze niż orginal" wtedy zaczęłam grzebać w necie na temat Nicka i odkryłam że to jego utwor a to metallica go coveruje.
Nie znalam i nie znam nadal słów by określić czym jest dla mnie jego muzyka, mam wrażenie że wyplywa ze mnie, z jakiejś nieodkrytej nikomu głębi.
Mój gust muzyczny ewoluował, miałam za crasha Ville z Him, czy Tilla z Rammstein, zasłuchiwałem się niezliczone ilości w ich utworach - nadal zdarzy mi się- nie aż w takim natężeniu jak niegdyś ale sentyment pozostał. Jednak przy Nicku wszyscy wypadają blado, jest Nick długo nikt a później całą reszta, nikt tak nie trafią do mnie jak on, każdy utwór jest idealnie dograny, jakby specjalnie pode mnie.
Album z początku 2022 uratował mnie, poczułam wtedy niespotykaną jedność z jego utworami, nigdy wcześniej mi się to nie przytrafilo, słuchałam 3 dni bez przerwy zapętlonego albumu, dosłownie wylewałam łzy wzruszenia nad doskonałością tego albumu, który w każdym calu opisywał mój stan, to było coś magicznego. Do teraz nie ma piosenki która mogłaby mi się znudzić, Nick nie ma takich utworów.
Na ostatnim koncercie stałam w 3 rzędzie od sceny, pamiętam że spojrzał na mnie i złapał moja dłoń, czas spowolnił a ja zaskoczona i pełna zachwytu mogłam tylko an niego patrzeć, przeciagnal mnie pod sama scenę i pozostałam tam już do końca koncertu, nie spodziewałam się w najśmielszych snach takiego wyroznienia. Mąż mówił że inne fanki patrzyły na mnie z zazdrością, Scalę się nie dziwię. Później za dłoń złapał mojego męża, jednak stał zbyt daleko i fanki nie przepuściły go bliżej. Złapał mnie za dłoń jeszcze dwa razy. Jestem wdzięczna za to. To doświadczenie zostanie że mną na zawsze.
Ten koncert pokazał mi też odpowiedź na pewne zjawisko ktorego nie rozumialam, zawsze zastanawiałam się po co ludzie nagrywaja telefonami koncert, skoro jest słabej jakości, można obejrzeć później transmpisje w necie, zdjęcia bądź urywki. Odpowiedź poznałam gdy Nick zaśpiewał jedna z piosenk, w zupełnie innym styli, niż tym który znalam z słuchawek, była inna lecz tak samo niezwykła, chciałam ja zapamiętać, i nagrałam fragment, pamiętam to wykonanie nadal, jednak nagranie pozwala mocniej ożywić wspomnienia.
Ale się rozpisałam
Idę spac