niedziela, 21:30
ile to mnie nie bylo? dwa tygodnie? tak. na to wyglada. pierwsza czesc tej
nieobecnosci spedzilam w domu rodzinnym, a druga we wloszech.
niestety, u rodzicow nie czuje sie juz jak u siebie. tak jak z jednej strony wiem, ze
zawsze z niecierpliwoscia oczekuja mojej wizyty, tak z drugiej nie ma tam juz dla
mnie miejsca. moj pokoj przejety zostal dobre trzy lata temu, wiec samo
nierozpakowywanie walizki i kimanie na materacu nie pozwala mi na swobodny
wypoczynek. no ale coz, takie uroki doroslosci. mimi wszystko milo spedzilismy
czas.
w mediolanie tez bylo okej. chociaz takie budzetowe podroze zazwyczej gwarantuja
nam zobaczenie miejsc, ktorych teoretycznie nie powinnismy byli widziec jako
turysci - w zwiazku z czym moje wspomnienia to glownie obszczane chodniki, a nie
wyglaskane uliczki z chanel i prada. za to bardzo podobalo nam sie w wenecji.
bylismy poza sezonem, wiec w wiekszosci miejsc nie bylo zywej duszy.
chociaz tak naprawde glownym powodem mojej nieobecnosci tutaj byla mala tragedia,
ktora zdarzyla sie pare dni temu. spieprzyl mi sie dysk ssd, na ktorym mialam zapisany
caly projekt licencjacki. calusienski. wylam w nieboglosy przez dobre trzy godziny
i prawie sie poddalam, ale koniec koncow spielam dupsko i pracuje intensywniej, niz
kiedykolwiek. moze nawet na dobre mi to wyjdzie..?
oprocz tego w piatek zaczelam prace w drugim miejscu. jest ciezko. wczoraj zapieprzalam
jak mala mroweczka, a po powrocie do domu tak bolaly mnie nogi, ze mimo totalnego
wyczerpania nie moglam zasnac. dzieki bogu to tylko opcja do swiat, bo potem rzucam
obydwie roboty i leze i pachne, odbierajac swiadczenia za ukonczenie studiow.
dieta teoretycznie tez w porzadku, chociaz bylam u lekarza i wyniki mam gorsze, niz trzy
miesiace temu. mimo lekow tarczyca ledwo zipie. po wszystkich mozliwych badaniach
i wykluczeniu chorob, ktorych nazw nawet nie pamietam, lekarz tylko spojrzal na mnie
i stwierdzil "pani to sie chyba musi glodzic w takim razie". no shit.
najglupsze w tym wszystkim jest chyba to, ze doskonale o tym wiem. oszukuje sie
olbrzymimi porcjami, ktore moze i zapychaja mnie na pol dnia, ale nawet i kilogram
cukinii nie pokryje polowy mojego dziennego zapotrzebowania, szczegolnie w dni
treningowe... powoli podwyzszam kaloryke, jak na razie doszlam do 1700, co juz daje
nam moja podstawowa przemiane materii. zobaczymy, co dalej.
mam nadzieje, ze u was wszystko w porzadku. jutro poprzegladam wasze wpisy i postaram
sie nadrobic wszystkie zaleglosci.
sniadanie: 386 kalorii, 30g bialka, 19g tluszczu, 10g weglowodanow
omlet z trzech jaj z babka jajowata, sproszkowanym owocem dzikiej rozy i cynamonem,
truskawkowa jogobella zero, kawa z nieslodzonym mlekiem migdalowym, woda z octem
jablkowym
lunch: 505 kalorii, 39g bialka, 4g tluszczu, 76g weglowodanow
pol batata gotowanego w skorce, ratatouille z cukinii, szpinaku, cebuli, pomidorow,
czerwonej fasolki i cieciorki z kurczakiem
przekaska: 122 kalorie, 2g bialka, 8g tluszczu, 13g weglowodanow
dwie kostki gorzkiej czekolady z karmelem i sola morska, kawa z nieslodzonym mlekiem
migdalowym
obiad: 172 kalorie, 26g bialka, 3g tluszczu, 11g weglowodanow
mix salat z kurczakiem, papryka i pomidorkami koktajowymi, malinowy sos balsamiczny
kolacja: 565 kalorii, 13g bialka, 27g tluszczu, 65g weglowodanow
platki owsiane na mleku migdalowym bez cukru z cynamonem, kakao i sproszkowanym
maslem orzechowym, orzechy macadamia, suszona figa, dwie kostki gorzkiej czekolady
z karmelem i sola morska, baton musli
w sumie: 1750 kalorii, 110g bialka, 61g tluszczu, 175g weglowodanow