Na początku dziękuję Wam, że mogę się tutaj wygadać.Napewno czasami męczę, ale czuję, że wy mnie rozumiecie. Wczoraj(12.02 ) od 9 rano do 1 w nocy płakałam. I mówię dosłownie. Z moich oczu ciągle kapały łzy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego to właśnie on. Obwiniam się, że gdybym napisała mu głupiego sms, żeby został w domu , żeby nigdzie nie jechał . . . może by żył.
To dla mnie najtrudniejsze chwile w życiu. Przypomina mi się wszystko. Nasze pierwsze spotkanie i patrzenie sobie pół godziny w oczy przy piekarni. Długa przerwa. Później nieoczekiwane spotkanie na stadionie. Nie powiedział nawet cześć a kiedy wróciłam do domu już miałam wiadomość, że bardzo się zmieniłam ( schudłam wtedy 9 kg ) , że mnie nie poznał , że chciały się spotkać , znów pogadać.
Jeszcze tego samego dnia przyjechał . Spędziliśmy cudowny wieczór spacerując. Od tego czasu wszystko odżyło.
Nasze spotkania, sms, rozmowy..
Pamiętam kiedy pierwszy raz przyszedł do mnie do domu. Był taki zawstydzony kiedy widział mojego brata.
Uwielbiałam jego białe buty NIKE . Połozył je razem z kurtką i plecakiem obok mojego biurka a kiedy tylko zobaczył, że są gdzieś brudne czyścił chusteczkami. Pamiętam jak leżeliśmy wtuleni na moim łóżku, na które teraz nie mogę patrzeć.
Czuję tam jego zapach, jego obecność. Pamiętam naszą pierwszą "miłość".
Był taki delikatny. Taki czuły. Śmialiśmy się wtedy z DUREX'ów. Heh.
Przypominam sobie nasz pierwszy kryzyz. Kiedy kilka godzin przed spotkaniem napisał sms, że musimy pomyśleć czy to ma sens.
Przekonałam go wtedy, że zawsze warto próbować.
I kolejne spotkania...
Najgorzej jest mi kiedy myślę o minionym czwartku(10.02).
Wtedy zobaczyłam go po dość długim niepisaniu.
Tą imprezę zapamiętam na dlugo..
Wódka w kubkach.Ten jego śmiech, że chcemy go upić.
A kiedy tylko impreza się skończyła ( koło 1 w nocy ) i wszyscy byliśmy już w domach sms od niego:
" Chcesz się spotkać ? Przyjadę do Ciebie za małą godzinkę".
Zareagowałam troszkę niechętnie. Było już dość późno , na dodatek koleżanka u mnie na noc.
Ale zgodziłam się.
Przyjechał na rowerze 15 km . Padał wtedy deszcz.
To było nasze ostatnie spotkanie. 2 w nocy do 3.30 w nocy.
Kiedy tylko wyjdę na klatkę schodową od razu przypomina mi się to spotkanie.Tam staliśmy ostatni raz. Tam mnie objął, tam pocałował mnie najnamiętniej jak potrafił. Tam ostatni raz żartowaliśmy. Tam ostatni raz słyszałam jego cudowny głos.
i jego ostatni sms do mnie : Dojechałem do domu. Nie martw się. Dobranoc.. .
sobota(12.02) : godzina 9.21 .
sms od koleżanki " Damian nie żyje "
Myślałam że to zart. Błagałam zeby powiedziala ze klamie. Ze zartuje.
To nie był zart. ( Zmarł 12.02 - sobota o godzinie 1.30 w nocy )
Rozplakalam sie. Plakalam mamie w ramie. Nie potrafilam opanowac lez. Plakałam na dworzu przy kolezankach.Plakalam wszedzie.
i chodz dzis jest troszke lepiej bo łzami nie przywroce mu zycia... NIGDY SIĘ Z TYM KURWA NIE POGODZĘ !
Kocham Cię ! Będę silna dla Ciebie...[*]
Napewno żadna z Was nawet nie pokusi się o to , żeby przeczytać... No cóż.
Musiałam. Przepraszam.
Muszę przeżyć pogrzeb Damiana ( środa 16.02 ) .
Dam radę ! Dam radę ! Dam radę !
Trzymajcie za mnie kciuki.
Caluję Was mocno motyle.