Na zdjęciu Sylwia Gaczorek- jej ASK
Przepraszam.
Przepraszam.
Przepraszam.
Za tak długą nieobecność- przepraszam. Nie mam pojęcia, czy coś się zmieni, więc niczego nie obiecuję.
Mój ostatni tydzień był pod hasłem "cheat week". Właściwie moje życie jest pod hasłem "cheat life"... Ale dziś poniedziałek, ulubiony i najlepszy dzień do tego, by zacząć od początku. Znowu i znowu...
Nie zjadłam dziś nic słodkiego. Było ciężko, bo babcia, bo kawa, bo zachcianki, bo zanik silnej woli... Ale nie. Nie tknęłam. Przed chwilą mama przyniosła mi czekoladkę. Leży po mojej prawicy i mnie nie rusza. Absolutnie... Hm.
Mam tak dziwnie, że czasem podczas okresu (lub przed) jem wszystko, co tylko wpadnie mi w ręce i najzwyczajniej w świecie pożeram wszelkie ciasteczka, czekoladki, a nawet masło czekoladowe pochłaniam ŁYŻKAMI. Ale czasem jest też tak, że miesiąc później, kiedy zbliżają się te trudne dni, ja biorę się za siebie, nie jem słodkiego, nie mam żadnych napadów, jest prawie perfekcyjnie. To właśnie ten moment. Zrozumieć swój organizm...
Tak, moi drodzy, za dwa tygodnie szkoła. Nie łudzę się ani trochę, że jestem w stanie zgubić trochę tego okropnego tłuszczu, ale to dobry czas, żeby zacząć. Right?
Jestem podekscytowana, bo w tym lub następnym tygodniu będę mieć kolczyka. Smiley. Jest jedna, jedyna malutka przeszkoda- moja mama nic o tym nie wie. Jeszcze dokładnie nie znam terminu kłucia, ale zastanawiam się, czy powiedzieć jej teraz, czy lepiej w dzień przed? Chyba jak będę wiedzieć konkretie kiedy- powiem jej. Trochę się boję. I jej reakcji, i samego przekłucia. Głównie jej reakcji. Jak się dowie, że to kolczyk w ustach to chyba dostanie szału... Ale tego jej już nie powiem. Zobaczy sama.
Jak Wam idzie, kochane? Oby lepiej niż mi!
:*