Przepraszam za złą jakość zdjęcia, mój aparat w avilli (*) + był wieczór.
Moje, tak.
Jutro o 5 rano wstaję i idę biegać. Tym razem będzie ciężej się zmotywować, bo BĘDĘ spać (mam taką nadzieję przynajmniej). A przez ostatnie 2 noce nie mogłam się zwlec z łóżka przed 10, a przed 9 nie otwierałam nawet oczu ani ust, bo mi się nie chciało. Zmęczenie lvl 100.
Wkurzyłam się na mamę. Nie pozwala mi zrobić sobie kolczyka. I co, lepiej, żebym zrobiła sobie u kogoś, tzw. zwykłego śmiertelnika, niż u profesjonalnego piercera? I tak zrobię swoje... :) Najwyżej nie będzie go oglądać.
Nawet chciałam z nią pójść na kompromis: jak przed osiemnastką schudnę do 65kg, ona pozwoli mi zrobić sobie kolczyka.
"Nie musisz chudnąć ani nie musisz mieć kolczyka"
DZIĘKUJĘ, MAMO, ŻE TAK WSPANIALE MNIE WSPIERASZ I MOTYWUJESZ!
Ale wiem, że nie mogę się na nią złościć. Mam teraz zupełnie inne podejście do tego- co z tego, że się pozłoszczę? To i tak nic nie da, a zmarnuję tylko siły i czas, który mogę poświęcić na spędzenie z nią.
"Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni albo trzy tysiące, albo dziesięć- tyle czasu, że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli, że możesz pozwolić, by przesypywał ci się przez palce jak monety. Tyle czasu, że możesz go marnować. Ale dla niektórych istnieje tylko dziś. I tak naprawdę nigdy nie wiadomo."
Polecam z całego serca książkę Lauren Oliver "7 razy dziś", zmieniła mój pogląd na życie.