Czasem mówię za dużo. Ale to nie jest problem, bo niektórzy już się przyzwyczaili. Niektorzy już wiedzą, że niekiedy powiem coś, czego wcale nie chciałam powiedzieć. Że emocje mówią zamiast mnie, że po prostu nawet tak nie sądzę, tylko chciałam żeby było komuś przykro/śmiesznie/głupio/dziwnie (niepotrzebne skreślić). Moim problemem jest to, że za dużo myślę. Wizje mi się snują pod kopułką niekiedy. Wizje, których nie umiem opanować, one biegną własnym torem, ja tylko rozyślam nad tym. I powoli zaczynam wierzyć, że to wszystko ma szanse, żeby się spełnić, że po prostu to jest realne, że... Że.
A potem następuje mocne zderzenie się z rzeczywistością. Kiedy wszystko powoli uświadamia mi, ze to tylko moja chora wyobraźnia, ze to tylko marzenia, które nie mają szans na spełnienie się. Szanse uciekają wraz z kolejną wypłakaną łzą. Z łzą, której nie umiem powstrzymać, która ucieka ode mnie. Bo ma dość... Powoli tak jak ja.