Pół dnia zastanawiałam się jaki kolor tła wybrać i dalej nic mi się nie podoba. Myślę czy ja zawsze byłam taka wybredna? Chyba tak skoro dorobiłam się miana "rozkapryszonej dziewczynki" czy tam "zakłamanej hipokrytki" - jeden kit. Chociaż to było dawno powiedziane. Próbowałam pisać sobie sama do siebie w takim zwyczajnym, bardzo ładnym zeszycie. Tak vintage czy retro, nie? Ale robiłam to mniej systematycznie niż w internecie, chociaż ładniej. Dzisiaj zdecydowałam się przeczytać co tam wypisywałam i byłam szczerze zdziwiona. Wszystko pełne jest miłości, niepewności jak przy pierwszym zakochaniu, strachu, tęsknoty i, o dziwo, zazdrości, której tak normalnie nie czuję. Co też jest dziwne. W ogóle to wszystko jest dziwne. Gdybym wiedziała zrobiłabym to wcześniej. Ale ja zawsze tak bardzo się boję i czekam, i czekam, i nigdy bym się nie doczekała pewnie. Tylko pomyślałam, że co mi szkodzi raz nie udawać, że nic mnie nie obchodzi, że mi nie zależy, że wcale nie potrzebuję. I tak mi wszystko jedno, jestem kaleką uczuciową i prędzej czy później mi przejdzie. Teraz już wiem, że mi nie przejdzie. I dobrze, i źle. Miłość to świadome wystawianie się na cierpienia - tyle się nauczyłam po tych trzech latach. I jednocześnie wiem, że nic mi się nie stanie, że nie mam się czego bać. To też dziwne. I kiedy to pisze, uświadamiam sobie, że nie boję się tego cierpiania tylko tego, że stracę to wszystko. Pewnego dnia się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że to nie na mnie czekałeś. I tego samego dnia ja umrę bo bez Ciebie nie chcę żyć. Starałam się tak o Tobie nie myśleć. Chciałabym to dalej ignorować. Ale jestem bezgranicznie zakochana.
A tak przy okazji, jutro mam matury dwie, siala, pewnie przeżyję :d Jak ja nie lubię prowadzić fotoblogów i bać się, że ktoś to przeczyta :(