photoblog.pl
Załóż konto
Rozmawialiśmy. Planowana poważna rozmowa, a wcześniej ciekawa niespodzianka i jeszcze ciekawsze wyjaśnienie. Gówno prawda, kłamiesz w żywe oczy i jeśli myślisz, że jestem na tyle głupia i naiwna, żeby to uwierzyć, to bardzo się mylisz. 27 lat. Czy bywają wieczory, których nie spędzam sama? Rzadko. 27 lat. Kolejny "poważny związek", kolejne lata "razem" - kolejne lata osobno. Definitywnie nadal idę zgodnie ze schematem i wybieram niewłaściwe osoby. Kolejny raz życie przecieka mi przez palce. 27 lat. Decyzja, którą podjęliśmy, to takie... sztuczne przedłużanie nieuchronnego końca. Ktoś, kto był wtedy obok. Kto pojechał ze mną do Wrocławia, decyzja podjęta w kilka minut. Nigdy wcześniej nie czułam takiego wsparcia, dlatego weszłam w to całą sobą. Nigdy później nie czułam takiego wsparcia, dlaczego więc nie potrafię z tego wyjść? Przez CO NAJMNIEJ 50% czasu udajesz, że nie istnieję. 1,5 roku. Nie poznałam nikogo z twojego codziennego otoczenia. Wezmę kwiatki od mamy do siebie, a potem ci je mogę oddać. Hmmm... Ale przecież... mówiłeś, że twoi rodzice o mnie wiedzą, więc czemu nie powiesz im, że to dla mnie. Ach, no tak, masz rację. 3:36. Sobota. Kolejna butelka wina w samotności. Serial. Wcześniej, popołudniu - zakupy, pieski, spacery, obiad, obowiązki, rachunki, sprzątanie. 3:36. Sobota. Maluję model i oglądam serial. Mam 27 lat. Jutro może pojadę do mamy na weekend. Dzisiaj. Przecież to już dzisiaj jest sobota. Dzień zlewa się z nocą, noc z dniem, jeden dzień z kolejnym, noc z poprzednią, nie wiem, nie wiem, który to już dzień i która noc. Pytałeś, jak masz dzielić czas między mnie a dzieci. Człowieku. Pierdolnij się w ten durny łeb. Dzielić. 1,5 roku. Nie mogłam wytłumaczyć, dlaczego to słowo tak mi przeszkadza, kłuje, uwiera, nie mogłam znaleźć innego. Dziś znalazłam - łączyć. W tym cały problem. Chociaż w jakimś minimalnym stopniu, na przykład odbierając ode mnie telefon, kiedy jesteś z nimi. Nie wyciszając wiadomości ode mnie. Kłamca. Okłamujesz mnie, siebie i swoich najbliższych. W pewien wtorek podjęłam decyzję, że dam sobie tydzień na zastanowienie. W kolejny wtorek, dokładnie tydzień później... (Pamiętam, to była 17:46, ale jaki to był dzień? Chyba jeszcze wrzesień? Nie wiem...). Dokładnie tydzień później podjęłam decyzję - definitywnie dłużej tak być nie może. Dlaczego nie potrafiłam tej decyzji od siebie "wyegzekwować" podczas rozmowy. Prawdopodobnie byłam zbyt zszokowana kolejnym dowodem zdrady, zbyt otumaniona lekami na uspokojenie, bez nich nie dałabym rady rozmawiać. Z nimi dałam radę? Nie. A jeszcze wcześniej, dużo, dużo wcześniej, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę przez ciebie płakać. Nigdy więcej nie będę płakać w poduszkę. I wiesz co? Dotrzymuję obietnicy. Zamiast płakać patrzę pusto w ścianę. Maluję model o 3:45 w sobotę i oglądam serial. Jeśli płaczę, to nie z twojego powodu. Z powodu własnej głupoty, z powodu bezsilności, rozczarowania codziennością, rozczarowania samą sobą, ze strachu, że nie osiągnę tego, co mogłoby nadać sens temu wszystkiemu. Skrzywdziłeś mnie wielokrotnie do tego stopnia, że naprawdę nie wiem, co więcej mogłoby się stać. Czuję się tak, jakbym do tego przywykła. Chyba nic mnie już nie ruszy, nic, co ty mógłbyś zrobić. Więc dlaczego nie potrafię odejść. Ciągle łudzę się, że jest jeszcze jakaś szansa na uratowanie tego. Jednym z powodów może być to, że boję się, że nikogo innego nie znajdę (chociaż nasza relacja i tak nie ma perspektyw i prędzej czy później pierdalnie raz a dobrze). Boję się być bardziej samotna niż jestem. Jednak czy można być bardziej samotnym? Bardziej samotnym niż w sytuacji, w której teoretycznie jesteś w związku, a praktycznie... tej drugiej osoby po prostu nie ma? To się cały czas powtarza, kolejny związek, cały czas to samo. Ktoś może być obok fizycznie, ale tak naprawdę go nie ma. Tym razem nie ma tej osoby ani fizycznie, ani jakkolwiek irga;ije fa;woeijoRW-[PRESTE]VPTOIAM0RPO 2 [3[RP I3Q]4-0ITMQ]32 -0V4I
Dodane 14 PAŹDZIERNIKA 2023
279