najtrudniej uleczyć się z miłości która
przyszła nagle.
Teraz bierz mnie porządnie, ale przełykaj po trochu,
Mdłe jej soki, miąższ strutego owocu,
smak spłynie na wargi, bukiet pogardy,
czujesz tą chemię, na wprzód tej przyjaźni,
Nie jedna kuszerka straciła do nas serce,
Gdy odbiera poród załamuje ręce,
jutro będzie lepiej, niech tylko minie nocka,
to filozofia dobra dla małego chłopca,
Proszę mnie zostaw, ze samym sobą,
Rozgrzebany rozdział chce złożyć na nowo,
Mam już odpuścić czy dobrać w black jacku?
Podjąć ryzyko, zapomnieć o pechu?
Pierdolnąć drzwiami, z tamtąd się wynieść?
Uciec z duszą chociaż bez grosza przy niej?
Ludzie zawsze widzą to co chcą widzieć,
Znów się stoczyłeś? spowrotem pijesz?
To obca ziemia, jesteś jak wróg,
Najchętniej by Cię zamkneli, wyrzucili klucz,
Zaciśnij zęby, sam niczego nie zmienisz,
Uśmiechnij się, ręce schowaj do kieszeni...