`
Wstajesz rano, patrzysz na telefon, sprawdasz godzinę, oglądasz sufit, wolnymi ruchami spełzujesz z łóżka i dalej myślisz 'kurwa, znowu'...
Ja wstaje rano, patrzę na telefon, sprawdza godzinę, oglądam sufit, wolnym ruchem spełzam z łóżka i dalej myśle 'kurwa, znowu.'...
Wstajemy rano, patrzymy na telefon, sprawdzamy godzinę, oglądamy sufit, wolnymi ruchami spełzujemy z łóżka i dalej myślimy 'kurwa, znowu'...
Wstajecie rano...
Ona wstaje...
On też...*
Zastanawiam się jak wielkich słów musiałabym teraz użyć, żeby dokładnie odzwierciedlić punkt, w którym się znajduję. Bo tak beznadziejnie to jeszcze chyba nigdy nie było. Nie chodzi, o humor, o samopoczucie - bo z tym jest dobrze. Chodzi o TE 'chwile', te najważniejsze. Wygląda to mniej więcej jak chwila w której robisz zdjęcie. Stoisz i wszystko nagle zamarza, jest chwila, która widaje się być jedną z najdłuższych, najbardziej pożądanych, cieszysz się tym co jest tu i teraz bez świadomości, że po pozowaniu, każdy zmienia swoją pozycję i chwila przestała nią być. `Czasami zdarza się, że chwila stabilizuje się, zatrzymuje się i trwa o wiele dłużej niż chwila. Dźwięki się zatrzymują, ruchy się zatrzymują, na wiele, wiele dłużej niż chwile. I wtedy ta chwila mija.` dokladnie to mam na myśli...
Kiedy miałam lat 11... może jeszcze nie teraz.
Nie mam pojęcia co miałabym Ci dziś powiedzieć. Że co? Że tu się ciężko żyje. Nie ważne, coś wymyślę tylko przyjedz.
Miejsce ze zdjęcia.
Kalifornia, miejsce takie samo jak każde inne.
Tylko troszkę mniej szarę i bez tych wyimaginowanych krat.
Dal mnie Kalifornia to po prostu wielkie okno na świat. Ale wcale nie o nią chodzi.
Dla mnie moja mała Kalifornią może być gdziekolwiek gdzie nie widać wierzowca za dwoma małymi blokami.
I tylko palmy mi żal. ;<
*Nie chodzi mi wcale o ranne wstawanie. >.<
To jest, po prostu nie wiem jak powiedzieć 'nie chce tu być'.