rysuję:) nie mam zdjęć.
ech, posypane wszystko.
Weekendowy wyjazd pół na pół, znaczy pojechałam w piątek, mój kochany jak zwykle odpadł przede mną, nie było gdzie spać, straszliwie zmarzłam i wszystkie stawy do dzisiaj mnie bolą, ogólnie impreza ok, dzięki ludziom, ale pogoda zła no i zawiódł mnie w sumie tym, że mnie tak olał, nie było śpiwora, koca, niczego. On ogólnie uważa że powinnam dbać o siebie sama, i dbam, owszem, ale chciałabym też czasem poczuć się taka....nie wiem, po prostu żeby sie o mnie troszczył.
Do rana siedzieliśmy z S., córką kumpla i facetem przyjaciólki, piliśmy whisky z colą i były rozmowy...S. powiedział- z serii rzeczy sensownych, że powinnam się cieszyć, że jest, bo troszczy się o mnie, jak mój facet odpada. I co 3 minuty pytał czy sie dobrze czuję, i nawet mi zrobił herbaty. I to jednak mimo wszystko dobrze, że jest przyjacielem, wystarczy.
W piatek wieczorem zawaliłam z żarciem- zjadłam chyba 4 kromki chleba z grilla, bo go uwielbiam. Bilans z alkoholem nawet 700 kalorii nie przekroczył, poza tym siedziałam do 7 rano, więc pewnie spalone, ale i tak zawaliłam.
Wczoraj rano K. pojechał o tej 7 po bułki do sklepu, po drodze miał "wypadek"-spadł z roweru, niestety opowiadał o tym przez telefon tak, że za chwilę na drodze było 20 osób:) Fajnie wiedzieć, że gdyby mnie coś się stało, miałabym kogoś, kto o mnie zadba. Bo nie mój facet....
Bułek, pączków i rogali kupili za 30 zł o.0, ale było koło 20 osób. Nie jadłam, pojechałam do domu, wczoraj ogólnie zjadłam pół małego kalafiora.
Dzisiaj- 381 kalori. Nie zawalę już.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 43 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60
zaliczone
niezaliczone