Minęły dwa lata, a ja wciąż pamiętam dzień w którym pisałam poprzedni wpis.
Czy zaszły zmiany? Jasne, że tak. Czy odnalazłam to czego szukałam? Jasne, że nie. Jednak nie to ma znaczenie. Wartością samą w sobie jest fakt, iż pomału dorastam, określam się jako człowiek. Możesz mi nie wierzyć, ale ostatnio skoczyłam z klifu do wody. Strasznie się bałam, ale wiedziałam, że to odpowiedni moment, aby zapomnieć o lęku. Gdy spadałam poczułam wkońcu coś. Coś we mnie się obudziło. Pragnienie. Często mówimy, ze czegoś chcemy, ale ja od niedawna znalazłam w sobie potrzebę życia. Chodzi mi o potrzebę ryzyka, brak głupich uprzedzeń. Poczucie wolność mimo tylu zakazów. Dopiero zaczynam oddychać, ale już teraz jest to wspaniałe, że aż nie chcę przestać. Ostatnio wpadłam z jednego mętliku w drugi. Ale nie szukałam spokoju i ukojenia w innych, lecz nareszcie znalazłam je w sobie. Dzisiaj wiem, że mam starą duszę, która od czasu do czasu pragnie się zdrzemnąć i przymyka oko na różne wariactwa. Niedawno zrozumiałam także, że nie chcę być jedynie imieniem i nazwiskiem na listach, ale kimś. Chce zdobyć ten pie*rzony świat. To co daje z siebie kiedyś napewno powróci.
Ktoś może powiedzieć, że zwyczaj dotykania palcami chłodnej szyby w taksówce jest głupi. Jednak ja zwykle robię to z wewnętrznym uczuciem, że udało mi się przeżyć coś wspaniałego.