Rozjebałam się o kant własnych wspomnieć.
I co z tego, że czegoś już nie ma skoro ciągle potrafi zaboleć.
Pierdolnięci jesteśmy od lat - i tak już pozostanie.
Na zawsze.
Powinnam stąd spierdolić jak najdalej by nie oglądać tych samych miejsc i tych samych twarzy.
By znaleźć ten cholerny wieczny spokój.
Oszaleje - teraz czy później - bez znacznia.
Nie wiem co się dzieje w mojej duszy...
Nie wiem co kryje się w moich myślach...
Nie wiem czego pragnie moje ciało.
Jedyne co przychodzi mi do głowy to uciekać jak najdalej stąd...