Aż mi się wierzyć nie chce, że za 3 tygodnie w tym momencie będę się szykować do szkoły, zdecydowanie odzwyczaiłam się od jakiegokolwiek harmonogramu, planu i narzucania mi czegokolwiek. Pierwszy miesiąc pewnie będzie szokiem, później tylko lepiej ;). Ostatnio moja waga stała i nic nie chciało jej ruszyć, zmniejszyłam więc jakoś samoistnie ilość kcal (wyjaśnię, wiem, że jem ich za mało, ale przez ten krótki czas nie sądzę by stało mi się coś poważnego, nic mi nie dolega, mam energię na wszystko i wbrew pozorom nie chodzę głodna, czasem jedynie wieczorem jak siedzę do późna to czuję burczenie, ale jest to do przeżycia), a nie chodzę głodna, bo moje porcje wizualnie są spore, jem dużo warzyw, trochę owoców, śniadanie staram się, żeby było największym posiłkiem dnia, nie jem w ogóle słodyczy, smażonego i ograniczyłam do minimum makarony, chleb, ryż itp. zastępując go większą porcją warzyw w posiłku. Doszłam do wniosku, że jeśli nie zauważyłam osłabienia, to na krótką metę będę starała się ograniczać te kalorie (max. 1000, choć widać po moich bilansach, że z reguły jest trochę mniej). Wiem, że nie jest to super zdrowe i wiele z Was ma inne zdanie, ja też długo namawiałam wszystkich do diety 1500 kcal i nadal uważam, że to poprawna dieta, podejrzewam, że najpóźniej w październiku znów na niej będę, może wcześniej, zobaczymy. Ale zaczęłam od tego, że waga długi okres stała (oczywiście musiałam się rozpisać...), od kilku dni nie wchodziłam na wagę, bo najzwyczajniej w świecie nie chciałam się wkurzać - dzisiaj rano przed śniadaniem weszłam i...? 78,9kg. Może rzeczywiście w końcu uda mi się pożegnać na stałe tą 8 z przodu? Czasem nie mogę uwierzyć, że już tyle kg za mną, w ogóle jak ja mogłam żyć z tymi dodatkowymi kg? I choć patrząc na siebie w lustro nie widzę szczególnej różnicy to zdecydowanie moje coraz luźniejsze ciuchy, rodzina i znajomi okazują mi to w zdwojonej dawce :). Przepraszam za ten wywód, ale rzadko piszę tutaj coś więcej niż bilanse, więc taki dłuższy wpis powiedzmy raz na tydzień jest do przetrawienia :P. W sobotę mijają dwa miesiące odkąd tutaj jestem, z czego może 3-4 dni można powiedzieć, że sobie odpuściłam, ale nie obżerałam się nie wiem czym, tylko po prostu jadłam za duże porcje zdrowych posiłków, więc tragedii myślę nie ma :) (max. 2000 kcal, myślę, że często mniej). Nie wiem czy w weekend uda mi się zważyć, pomierzyć itp, ale jeśli nie, to zrobię to najpóźniej w przyszły poniedziałek. Nie mogę się już doczekać...
BILANS:
I ŚNIADANIE - omlet (1jajko, 2łyżki otrębów żytnich, 1łyżka budyniu waniliowego, 1łyżeczka zarodków pszennych, 1łyżeczka cukru, 1łyżeczka gorzkiego kakao, 1/4 szklanki mleka 0,5%, kropla oliwy), 3łyżki jogurtu naturalnego, brzoskwinia = 305 kcal
II ŚNIADANIE - jabłko = 36 kcal
OBIAD - 100g piersi kurczaka, 3 ugotowane marchewki, łyżeczka masła = 153 kcal
PODWIECZOREK - ---
KOLACJA - 100g sałaty lodowej, mały pomidor, 1 ogórek kwaszony, 2 łyżki kiełków lucerny, 3 łyżki serka wiejskiego light, 3 łyżki jogurtu naturalnego 0% = 110 kcal
= 604 kcal
AKTYWNOŚĆ:
40 min - rower
60 min - basen sportowy