No cóż, dziś się znowu nie udało. Ale i tak jest postęp, bo nie rzuciłam się na jedzenie jak to bywało ostatnio. Jeśli chodzi o posiłki, przez cały dzień zjadłam to samo... na: śniadanie o 6:20, obiad o 14:10, potem kolacje o 19:27. W między czasie pochłonęłam paczkę biedronkowych wafelków mających łącznie jakieś 1200kcal i 2kawałki wielkanocnego ciasta. Niedobrze mi, a fuj!
I to, co muszę/mam zamiar wykonać a nie mam na to najmniejszej ochoty:
- ułożyć sobie wstępny jadłospis na 3dni, z racji tego, że muszę zjeść produkty jakie są w moim posiadaniu aby: się nie zepsuły i (tymczasowo) nie kupować nowych.
- zrobić kilka treningów
- odwiedzić dowolny sklep i cyknąć sobie focie do lustra*
- pouczyć się (porządnie!) przedmiotów, z których na chwilę obecną jestem zagrożona
- zrobić test maturalny z niemieckiego
- zadzwonić do gościa i umówić się na korki
Rzecz jasna, lista by była znacznie dłuższa, ale dokładniejszą zajmę się jutro lub pojutrze. Życzę sobie powodzenia!
*Poszłam dziś z Asią do sklepu, bo chciała kupić sobie płaszczyk. Jejciu, gdy spojrzałam na siebie w tamtym lustrze, przeraziłam się. Albo moje domowe wyszczupla, albo się zapuściłam przez święta jeszcze bardziej.. Dlatego też mam zamiar iść niby przymierzyć cokolwiek i zrobić zdjęcie do "diety" (która i tak niewiadomo kiedy będzie taka jak być powinna). Ale to nic!
PS Czy gdy widzicie jak wasza szczupła koleżanka przebiera w małych rozmiarach w sklepie i to ten moment, kiedy dostrzegacie, że jest chudsza niż myślałyście.. też ogarnia was zarówno uczucie zazdrości, jak złości na samą siebie albo żal połączony z rezygnacją?