Dziś w szkole była masakra... mam 4 zagro... oczywiście dam je do podpisu po wycieczce, bo jeszczeby mnie nie puścili...
Juuż się nie mogę doczekać jutrzejszej wycieczki (ostatniej w tym roku szkolnym), będzie zajebiście... z Dżoaną mamy już zajebiste plany, mam nadzeję, że wypalą.
Sama się sobie dziwię, że tak szybko ogarnęłam się po stracie jednej z najważniejszych osób w moim życiu... co prawda nigdy nie zapomnę ostatnich 2 miesięcy... ale ogarnęłam się na tyle, że da się normalnie żyć... nie wiem czemu, ale gdybym miała okazję cofnąć czas i powtórzyć to wszystko to chyba bym to zrobiła... po mimo tego bólu, który właśnie mnie przeszywa od środka, to wszystko było warte tego cierpienia... no trudno żyje się dalej... wiem, że gdzieś tam na świecie jest synek, który mnie bardzo kocha, tylko jeszcze o tym nie wie, bo mnie nie zna... a może on jest całkiem blisko... nie wiem, ale nie mam teraz ochoty nad tym kminić... teraz skupię się na przyjaciołach i zrekompensuję im te 2 miesiące, przez które prawie wogóle nie zwracałam na nich uwagi... było minęło, nie mam zamiaru więcej spoglądać w przeszłość... po prostu zacznę wszystko od początku.