Nasz najlepszy tydzień od początku całej znajomości. Po prostu piękny. Wreszcie poczułam się bardziej swobodnie, bliżej, mocniej, cudownie. A teraz dopadło mnie PMS i wczoraj się wkurzałam, dziś ryczałam pół dnia, bo nie wiem jak wytrzymam te 6 tygodni. Jakieś głupie myśli, dziwny stan. Okropność. Przedtem tyle się kłóciliśmy, że tęskniłam tylko za lepszymi chwilami, których nie było zbyt wiele, więc i żałować niewiele co miałam. Teraz mam za czym tęsknić i mam o czym myśleć, co wspominać, za czym płakać. Mnóstwo się działo przez te kilka dni, dużo się pozmieniało, była jakaś kłótnia, może jakaś sprzeczka, ale nic, co by nas rozdzieliło. Wręcz przeciwnie. Zapaliłam z Prusinem, Szymonem i Oskarem; odmalowaliśmy z Oskarem mój pokój, to był dopiero hardcore; byliśmy na Greyu w Kaliszu; dużo rozmawialiśmy; dużo czasu razem spędzaliśmy; dostałam wielki bukiet pięknych tulipanów; byliśmy u Oskara; poznałam jego mamę. Jedyne co, to nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia. Tyle razy się zbieraliśmy i dupa. Ale baaardzo się do siebie zbliżyliśmy, cieszę się. Jeszcze dużo przed nami, ale ten przyjazd dał mi dużo szczęścia i miłości. W końcu poczułam coś dobrego. Kocham.