Zawsze wszystko co najgorsze zaczyna się dziać w momencie, gdy wchodzę w ten najgorszy okres tygodnia przed okresem. Wcale nie było dobrze między nami, a w dzień mojego powrotu, mimo szczęścia w oczach, czasami wyczuwałam sztuczność w Twoim uśmiechu. I było pięknie, przez chwilę. A potem chwila minęła i wszystko wróciło, cofnęliśmy się do punktu wyjścia. Kiedyś Kacper napisał mi bardzo mądrą rzecz - że jeśli wolę rozmawiać z nim niż ze swoim chłopakiem to znaczy, że nie jestem szczęśliwa w związku. Miał sporo racji. Nigdy nie myślałam, że to przyznam - kochać to nie wszystko. Bo "nie umiemy żyć ze sobą, nie możemy żyć bez siebie". Trudno mi się do tego przyznać, ale w tym wszystkim jest bardzo dużo mojej winy. Karol o tym nie wie i myśli, że to on ponosi całą odpowiedzialność, za kryzys w naszym związku. Pewnie, choć nieświadomie, to ja mu to wmówiłam. Wiele rzeczy mu wmawiam. Ostatnio zauważyłam, że za rzadko jestem dla niego miła. Za mało mówię sama "kocham", za mało robię dla niego coś bezinteresownie, za mało okazuję uczucia, za mało przyjemności mu sprawiam, choćby słowami. Kiedy ostatnio napisałam mu miłego sms-a, ucieszył się jak małe dziecko. Nie pamiętam kiedy ostatnio mu tak pięknie pisałam. Bo non stop mnie katował, nie dawał chwili samotności, ani szansy, bym przez moment mogła o nim nie myśleć. Wciąż mi o sobie przypominał. Pewnie ze strachu, że zapomnę... Ale ja już tym rzygałam, nie da się tak 24 na dobę. Ze mną jest coś nie tak, nie jestem do końca normalna. Znajomi ode mnie uciekają. Została tylko Iza i Monika, które i tak z reguły nie spotykają się ze mną dla przyjemności. Wojtek to prawdopodobnie wogóle by się ze mną nie widywał, bo praktycznie z propozycją każdego spotkania to ja wychodzę. Często mi odmawia, a od czasu do czasu przyjedzie na noc albo pozwoli u siebie spać. Straciłam wszystkich mi najbliższych, którym mogłam wszystko powiedzieć. Zawsze to Karol był moim najlepszym przyjacielem, ale coś się u nas popsuło. I nie umiemy tego naprawić. Ale musimy szukać sposobu, musimy dalej próbować. Będzie dobrze! Pozytyw. Nie ma to jak samą się pocieszyć.
KiPNZ to miłość w naszych sercach, która nie zawsze oznacza związek. Nie chodzi o to, że zawsze będziemy razem, bo będziemy, ale tylko w środku, bo jesteś we mnie, ja jestem w Tobie.