Pozytyw jest taki, że poprawiłam wszystkie zagrożenia. Teraz tylko wuefu się obawiam, ale jutro będę ćwiczyć i powinnam już do końca. Spoko, dam radę. Kto jak nie ja? W piątek wolne, zdjęcia z Miką i Wojtkiem i nocka u mnie. Przejechałabym się na Przykonę.
Zaczęły się truskawki, młode ziemniaczki i spanie przy otwartym oknie. A jutro planuję odjebać się w sukienkę do szkoły.
Po zerwaniu parę razy pisałam jeszcze z Erykiem i jakoś dobrze mi się z nim gada. Wiele mi uświadamia.
I wcale nie jest między nami dobrze. Ten związek stał się toksyczny dla nas obojga, to niedobrze. Nie mówię, że przestałam Cię kochać przez to, że mamy porblemy. Zawsze będę Cię kochać. Ale dziś znów zaczęłam myśleć o zerwaniu. Takim prawdziwym, na dłużej, konkret, albo na zawsze. Musiałabym być stanowcza i wytrzymać bez Ciebie, tak naprawdę. A wtedy może oboje byśmy siebie docenili i zaczęli szanować. Albo po prostu zakończyć to gówno, bo, przysięgam, już nie daję rady. Nie wiem. Chaos w głowie. Potrzebuję teraz kogoś, naprawdę, by mnie przytulił albo chociaż porozmawiał. I jakoś zmienił ten zjebany humor. Bo coś czuję, że samej mi będzie ciężko.