Czuję się chujowo max. Sama nie wiem czego chcę i co mi jest, i co zrobić. Jedyne co mnie pociesza to 10 czerwca, Żabol odbierze mnie ze szkoły Hondą CBR650F :) Przeleżałam pół dnia, napisałam piękną epistołę do Kacpra, której nikt nie przeczyta, a on nigdy się o niej nie dowie. Chuj w to. Trochę mi się poprawiło, wstałam, umalowałam się, ubrałam, ale potem położyłam się pod kocem i wytarłam kilka łez. Tak, żeby nie spłynął mi tusz, więc nie wyglądam na załamaną. Teraz już trochę lepiej, i kiedy nabrałam ochoty na spotkanie się z kimś lub wyjście z domu, okazało się, że nie da rady. Karolowi odmówiłam i teraz już za późno, Wojtek i Iza nie mają czasu. A ja nie zrobiłam nic w domu, nawet nie byłam dzisiaj na dole. I nic nie jadłam. A pogoda się poprawiła. Wyszło trochę słoneczka. A tu dupa. Ciągle zapominam myśli, wkurwiające.