Zostałam zgwałcona przez Zuz do napisania.
Tak więc piszę.
Już jest lepiej, stanowczo lepiej. Nigdy nie widziałam się w takim stanie wywołanym, w sumie rzeczy biorąc, bez powodu. Zadziwiające jest również to, jak dziwne efekty uboczne może mieć przyjmowanie leków. Teraz, mam przynajmniej taką nadzieję, będzie lepiej. Jeżeli nie, to nie tylko ja nie wytrzymam ze sobą, ale i środowisko mnie otaczające. Po tych dwóch dniach już mnie twarz bolała od braku jakiejkolwiek innej miny niż smutek. Okej, było minęło, i oby nie wróciło.
Next.
Dzisiaj spędziłam cudownie odprężające popołudnie. Tego w tym tygodniu najbardziej mi chyba brakowało. Był śmiech, zdjęcia, mróz, herbata, kawa i winogrona oczywiście. Szczerze mówiąc - dziewczęta, uwielbiam was. Na śmiech i na łzy.
I właśnie skończyły mi się tematy do pisania.
Totalnie przehulałam weekend, nic nie mam zrobione na nadchodzący tydzień. A co tam! Pracujemy, żeby żyć, a nie żyjemy, żeby pracować.
Tym miłym akcentem mówię
dobranoc.