Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Lubię, kiedy kobieta...
Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
***
Mrużysz oczy
bierzesz głęboki oddech
tylko po to by następne zdanie wypowiedzieć dosadniej
tak żeby bardziej bolało
i tak właśnie boli
a tobie! złośliwy uśmiech wypełza na usta
niczym obleśny nicień jakiś
a patrząc na moje łzy
oczy ci płoną od nieskrywanej satysfakcji
w twojej głowie pewnie rodzi sie coś na kształt i podobieństwo
bezczelnego rechotu czarnych charakterów
duszę w sobie płacz
opanowując drżenie ust i ramion
żeby nie dać ci tej kolejnej satysfakcji
sprintem uciekam wgłąb siebie
po drodze zatrzaskując wszystkie drzwi
i połykając klucze
byś nie mogła swym ciekawskim wzrokiem niczego odczytac
co mi tam
czy to dla mnie jakaś różnica
ze dalej pozostanę bezczelną szczeniarą
przecież i tak nic o mnie nie wiesz...