przestałam już to wszystko rozumieć. skoro cierpienie jest nieodłączną częścią naszego życia, to jaki ma w tym cel? nawet jeśli ma uczyć nas pokory, zdystansować do wszystkiego, to dlaczego zazwyczaj dobrzy ludzie cierpią? za co, w imię czego? dlaczego to właśnie im jest odbierana radość?
w ogóle, w co powinnam wierzyć? w co warto w ogóle wierzyć..
nie rozumiem ateistów, agnostyków, tych mocno wierzących, nikogo.
podziwiam ich za to, że zdecydowali.
pozdrawiam =*