photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 25 LUTEGO 2011

 

Kiedyś opisałam Krzysia, mieszkańca świętokrzyskiej wsi. Ostatnio nawet zaczełam się zastanawiać co się z nim dzieje. Dla przypomnienia Krzyś był wiejskim społecznikiem organizującym mieszkańcom, szczególnie tym młodym, niekończącą się integrację.

Krzysztof narzekał na brak zainteresowania ze strony mieszkańców, a co gorsza, szczególnie ze strony tych młodych. Tych ostatnich na wsi już nie ma, a starsi mają już tyle wiosen, że nikt nie myśli o sankach, koniu i tej polnej drodze od kapliczki po Jędrasikową łąkę z miedzą, o ogniskach,  gitarach i niekończącym się alkoholu. Krzysztof, zwolniennik odbębniania niedzielnych Mszy Świętych pod sklepem u "Pieroga", oczekiwał długo wakacji, bo młodzi mieszkańcy wsi mieli wracać ze świata z kieszeniami pełnymi obcej waluty. Chciał wysłuchać pewnie jak to jest tam na budowie, polu, szklarni, przy malowaniu, spawaniu, na koparkach, przy młotach pneumatycznych, jak droga tam wódka, że w domu najlepiej. Miał nadzieję wspólnie zaśpiewać jego piosenkę podczas ogniska, obejrzeć nowe sprowadzone używane samochody.

Na wsi latem było tak cicho jak nigdy. Czasem zabiły dzwony jak odprowadzano trumnę z Kościoła na cmentarz. Na ten cmenatarz, nieopodal którego  było boisko, gdzie w niedzielne po południu przychodziło się pokibicować, a jak brakowało składu to i nawet pograć. Oczywiście i w tym wypadku Krzysztof był organizatorem.

Na wielkim kasztanowcu mojej prababci bocianie gniazdo było całe lato puste. Na moich linkach od prania nigdy nie zostały powieszone wyprane majtki, na które wstydził się patrzeć wujek Bogdan. W niedzielę nie otwierano już sklepu u "Pieroga", a taca księdza po kazaniu była o połowę lżejsza, no i boisko zaczęło zarastać wysoką trawą.

Łąki zaczęły przypominać gęsty las, w którym Krzysztof zbierał jesienią grzyby, jako jeden z nielicznych na wsi. Dzwony w Kościele biły coraz częściej, nawet do trzech razy w ciągu jednego dnia. Ostatnio dzwony zabiły dla Krzysztofa, a wtedy zjawiła się cała wieś, starsi z dużą ilością wiosen, młodzi z obcą walutą w kieszeni, przyjezdni, dla których często Krzysztof otwierał sezon wakacyjny ogniskiem z gitarą i akordeonem. Gdy ksiądz oddalił się wraz z fałszującym organistą mieszkańcy zaśpiewali mu ogniskową piosenkę przełamywaną co rusz łzami, a na tyle tablicy wyryto mu za pieniądze ze zbiórki:

 

A jeśli losów koło, 
Złączy zerwaną nić, 
Będziemy znów pospołu 
Śpiewać i marzyć, śnić. 

Komentarze

~aniaszu och joj ;(
26/02/2011 14:00:29