No koniec, bo ileż można się palić... kiedy inne, niespalone obiekty i historie czekają. Ale sami przyznacie, że TAKIEGO pożaru nie sposób było załatwić jedną notką :)
Więc jesteśmy przy wieczorze feralnego dnia [b]18 lipca 1850 roku[/b].
Siła ognia i wiatru złagodniała, całe rodziny pogorzelców, którzy nie znaleźli schronienia u krewnych, porozkładały się na Plantach wraz z resztkami ocalonego mienia.
Rankiem 19 lipca pożar wyraźnie dogasał. Trudno było ugasić wielki stos żaru z biblioteki dominikańskiej. Sprowadzono kilka sikawek z powiatu miechowskiego, w Królestwie Polskim. Na komorze granicznej w Michałowicach znalazł się urzędnik niezwykłego ducha, który ośmielił się przepuścić sikawki [i]nie czekając rozporządzenia władz wyższych[/i] - dostał potem za to osobne podziękowanie Rady Miejskiej :)
Dokonywano pierwszego obrachunku strat. W [i]Czasie[/i] pisano:
[i]W grabarni przy kościele Panny Marii widzieliśmy 5 ludzi spalonych. Trupy tych nieszczęśliwych noszą ślady najokropniejszych cierpień.[/i] Wśród ofiar byli Żebrowscy, staruszkowie, właściciele domu na ulicy Gołębiej, oraz Filipowski, właściciel domu przy Stolarskiej. Chorego przeniesiono do Dominikanów, sądząc, że jest to miejsce bardziej bezpieczne, i tam zaskoczyła go śmierć.
[b]21 lipca[/b] przeszedł już całkiem spokojnie, a następnego dnia spadł obfity deszcz. Rozrzucano już tylko rumowiska i dogaszano tlące się ruiny. Jeszcze 23 i 25 lipca pojawiły się na nowo płomienie w kilku kamienicach, u Dominikanów i w Pałacu Biskupim, ale były to ostatnie ognie wzniecone wiatrem z wielkiego pogorzeliska. Po szeregu dni spustoszeń i klęski [b]pożar ustał zupełnie[/b].
Organizowano pomoc dla pogorzelców i naradzano się nad odbudową zniszczonej części miasta. Nagle - [b]26 lipca[/b] - około południa - wybuchnął nowy pożar na Kleparzu, w części zwanej [i]Na Podcieniu[/i] (była to południowa strona Rynku Kleparskiego, dziś wzdłuż ulicy Basztowej). Ogień szybko ogarnął kilka drewnianych domów. Niebezpieczeństwo było bardzo groźne, gdyż na Kleparzu znajdowały się wielkie składy zboża - tzw. [i]zsypki[/i] - a dalej siana, słomy, smoły i spirytusu. Na szczęście wiatru nie było zupełnie, a ratunek tym razem był skuteczny.
Dopiero tym pożarem Kleparza, w którym spłonęło 6 domów, [b]zakończyła się wielka pożoga Krakowa 1850 roku[/b].
Pierwsze wrażenie po pożarze było wstrząsające i ogromnie przygnębiające. Publicznie i głośno zapytywano, [i]czy gród nasz odżyje[/i].
Grabowski opisywał wygląd ulicy Grodzkiej:
[i]Teraz ta ulica ze wszystkim przez mieszkańców opuszczona. Spalone wnętrza domów i spadłe piętra przerazają swą okropnością. Oknami na ulicę wychodzącymi widać niebo i tylko jeszcze streczą kominy... Ulica zasypana gruzem i popiołem... Panuje w tym miejscu, niegdyś pełnym ruchu, przerażająca bezludność i cichość, i cała ta część miasta zdaje się być wielkim grobowcem.[/i]
Współcześnie pisano, że spłonęła połowa miasta. Nie jest to ścisłe. Spaliły się:
[b]- 163 domy i kamienice
- 4 kościoły
- 2 klasztory[/b]
Pożar objął ulice: Krupniczą, Gołębią, Wiślną, Franciszkańską, Bracką, Grodzką, Szeroką (dzisiejszy plac Dominikański), Stolarską, św. Józefa i Polną (czyli Wielopole) oraz część Rynku i Małego Rynku.
Jeśli chodzi o ilość budynków - byał to zaledwie 1/10 stanu z 1848 roku.
Ale jeśli weźmie się pod uwagę, że były wśród nich dwa zabytkowe kościoły (Franciszkanów i Dominikanów), Pałac Biskupi i pałac Wielopolskich oraz szereg domów prywatnych z cennymi zbiorami sztuki - to okaże się, że rozmiary klęski były istotnie bardzo duże.
Najbardziej zdumiewające było [b]ocalenie kamienic Wentzla i Jabłonowskich[/b] w Rynku, które ostały się jak wysepka wśród morza ognia. Pojawiły się opinie, przypisujące ocalenie obrazowi Matki Boskiej na fasadzie domu Wentzla, które to malowidło miał właściciel wcześniej zachować mimo że mu radzono jego usunięcie.
Poza mieszkaniami prywatnymi pastwą płomieni padł szereg obiektów o znaczeniu dla całego miasta. Prócz młynów spaliły się jatki rzeźnicze, szkoła Techniczna, Drukarnia Uniwersytecka, księgarnia Czecha i druga Friedleina.
Pożar dotknął ponad tysiąc rodzin i ich zbiory prywatne.
W Pałacu Biskupim spłonął [b]Gabinet Historyczny[/b] - rodzaj muzeum urządzonego przez biskupa Woronicza, z licznymi obrazami i relikwiarzem z kośćmi króla Bolesława Chrobrego - i to jest ODPOWIEDŹ NA WCZORAJSZĄ ZAGADKĘ :)
Dziś na zdjęciu (zimowym jeszcze) fragment [b]kościoła i klasztoru św. Norberta[/b] u zbiegu ulicy Wiślnej i Plant - a pytanie brzmi:
[b]KTO, KIEDY I W JAKIM CELU WZNIÓSŁ TEN KOSCIÓŁ WRAZ Z KLASZTOREM?[/b]
********
A sponsorem trzech notek o pożarze był [b]Juliusz Demel[/b], który w [i]Roczniku Krakowskim[/i] (tom XXXII) zamieścił publikację pod tytułem [b]Pożar Krakowa 1850 r.[/b].
Wstrząsająca lektura!