Umierałeś przed wschodem słońca, kiedy budziłam się ze snui żałowałam, że nie istniejesz dla mnie żadnego dnia.
Milczę, choć chciałabym Ci tyle powiedzieć. Stoję w bezruchu, choć w myślach już jestem przy Tobie. Czuję, jak szanse przelatują mi przez palce.
Mogę tęsknić, płakać całe noce, krzyczeć, rwać włosy z głowy, być cierpliwa, czekać, ale pod warunkiem, że mam na co.
Śmiałam się, gdy mówili, że wyglądam na zakochaną, a wieczorami zagryzałam wargi z myślą o nim.
Może i jestem naiwna, ale wciąż mam tą nadzieję, że kiedyś, podczas jednej z ciemnych i deszczowych nocy dotrze do Ciebie myśl, że jestem dla Ciebie wszystkim i przeszyje Twoje serce na wskroś.
Są wieczory, kiedy oddałabym wszystko za choć minutę Twojej obecności, a są wieczory, gdy z takim dziwnym spokojem zasypiam, gdybym nie wiedziała kompletnie nic.
Tylko Ona jedna śmiała się w głos, cieszyła się wschodem i zachodem słońca, rzadko płakała, a jeśli już łzy spadały, to z uśmiechniętych oczu.
Odpowiedz mi na pytanie: Ile razy mnie jeszcze skrzywdzisz by w końcu zrozumieć, że mnie kochasz?
Nocą, kiedy strachem sięgałam sufitu i kiedy kołdra wstrzymywała kolejny oddech najbardziej brakowało mi Twojej ciepłej dłoni.
Czuła go na sobie, choć nie podniosła oczu. Przenikał przez sweter, koszulkę i sprawiał, że czuła się bezsilna. A przecież nie była. Nie była zabawką w rękach nieznanych mocy. Miała władzę.
Gdybym uwierzyła w słowa piosenek o miłości, spotkałbyś mnie w pierwszym rowie z butelką wiśniówki w ręku. Nie, to nie z tęsknoty za Tobą. Po prostu piłabym zdrowie zakochanych, życząc im kurwa lat szczęścia.