' rekonstruktor ciszy, który zerwał kaganiec '
Stoję, lecz nie na bezpiecznym gruncie jakim jest chodnik, lecz na wierzowcu, na samym szczycie budynku, który bezczelnie wżyna się pomiędzy chmury. Wdycham przez nozdża rozżedzone powietrze, jeszcze nie zatrute przez fabryki. Niewzruszona wychylam się po za barierkę, która chroni moje ciało przed upadkiem. Gdzieś w dole, którego nie widzę poruszają się ludzie, kumulujący się, niczym mrówki w jednym miejscu, dążą do jednego celu, do którego to ja aktualnie pukam. Staram się złapać powietrze w drżące dłonie. W tym samym momencie uświadamiam sobie, że nie stoję tu sama.. czy pokochać życie, by w odpowiednim momencie to Ono chwyciło mnie za rękę?
btw.
łik end!